Kto jeszcze wie i pamięta o Polakach w Charbinie, którzy w 1887 roku przyjechali do Mandżurii budować ich wielką Kolej Wschodniochińską? Nikt lub prawie nikt, ja przynajmniej o ich tragicznych losach dowiedziałam się z książki Igora Newerly’ego „Leśne morze”. Ta z rozmachem napisana powieść, porusza wiele wątków i spraw już zapomnianych, a autorowi aż cztery lata zajęło jej napisanie.
Przez różne fazy przechodziłam czytając „Leśne morze”. Wszystkie historie związane z tajgą - shu-hai czytałam z zapartym tchem. Wspaniały jest wątek bezogonowego tygrysa, którego losy są podobne do dziejów głównego bohatera Wiktora Dumanowskiego i ciągle się z nimi splatają. Młody, waleczny tygrys zostaje osierocony i skazany na siebie i tajgę, tytułowe leśne morze, które otacza go z każdej strony. Ta potężna shu-hai daje schronienie, karmi go, przynosi radość. To jego ochrona przed ludźmi, których woli omijać z daleka. Z młodego tygrysa wyrasta potężny samiec Wang, który niesie postrach wśród zwierząt i ludzi, błąka się i szuka swego miejsca i szczęścia. Taki sam jest młody Wiktor Dumanowski. Urodzony na chińskiej ziemi jako dziecko Polaków, nie potrafi się zidentyfikować. Z jednej strony kocha swą nigdy niepoznaną Ojczyznę, która jest mu bliska dzięki opowieściom ojca i matki. To matka opowiada mu o najlepszej skierniewickiej ziemi rodzącej najlepsze owoce, to za jej nieznanym zapachem tęskni. Z drugiej strony- zakorzenił się w Chinach, które są dla niego drugą (pierwszą?) Ojczyzną. To historia człowieka, który nie może wrócić do kraju rodziców, ale jest też niechciany na ziemi, na której się urodził. Bez miejsca, bez państwa, mający jedynie tajgę za dom. Jedyne, czego może być pewien Wiktor to to, że tajga nie ma przed nim tajemnic i że go nie zdradzi. To tam w końcu znajduje swoje miejsce, swoich przyjaciół i swoją miłość. W pewnym stopniu przypomina mi on Dersu Uzałę, bo tak jak on żyje w krainie, gdzie strzelba i amunicja wystarcza, aby zapewnić kilka tłustych lat, a i bierze z niej tylko tyle, ile potrzebuje, nic więcej.
„Leśne morze” to opowieść o byciu samotnym wśród ludzi, to historia o byciu człowiekiem bez kraju. To książka o wojnie, którą słychać w oddali, ale przez to nie jest wcale łatwiejsza do zniesienia, czy mniej intensywna. To właśnie tam, w Mandżurii, wydobywa się uran, mówi i działa się w temacie broni atomowej i biologicznej. Wszystkie polityczne kawałki, jak to ja, czytałam z pewnym zniecierpliwieniem, wiercąc się w fotelu i wzdychając, a wszystko dlatego, że chciałam czym prędzej wrócić do tajgi, do Wiktora -Wei-tou i Aszyche-Trzytane. Uczucie, które ich połączyło, najbardziej mnie dotyka i ujmuje, jest zawieszone pomiędzy niewypowiedzianymi słowami, a spojrzeniem mówiącym więcej niż milion wyznań. Takie szczególne porozumienie serc, opisane w sposób niezwykły i wielkim wyczuciem. Niezwykła to była miłość, tak daleka od europejskiego pojmowania miłości, silna, pełna i fascynująca. Z drugiej strony jednak krucha ze względu na różnice ideologiczne, kulturowe i narażona na innego typu pokusy.
Igor Newerly potrafi pisać o rzeczach trudnych w wyjątkowy sposób i za to go bardzo cenię. Sama książka, chociaż miejscami trochę mi się dłużyła, to zostawiła jednak ciepły, przyjemny ślad w moim sercu.
_____________
Igor Newerly, Leśne Morze, Świat Książki, Warszawa 2009, s. 556.
Notka pochodzi z Myśli Czytelnika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz