Z rekomendowaniem komuś książek bywa
czasem jak z wróżeniem z fusów. Rezultat jest mocno niepewny i
zależny od plam na słońcu i humoru wróżącego. Przy moim
pierwszym tekście o Józefie Mackiewiczu kilka osób pytało o
najlepszą"książkę pierwszego kontaktu" z tym autorem.
Teoretycznie wydaje się, że dla
blogerów książkowych z naszego "złotozakladkowego"
segmentu najlepiej nadawałyby się "Ściągaczki z szuflady
Pana Boga". W praktyce zaś dochodzę ostatnio do wniosku, że
polecanie lektur jest zadaniem dla jakiejś ksiażkowej wróżki,
nawet biblionetkowy algorytm nie radzi sobie najlepiej na tym polu
(przynajmniej w moim przypadku).
Wracając do książki – jest ona
trochę takim papierowym odpowiednikiem menu degustacyjnego w
restauracji.
Ciąg dalszy.
Ciąg dalszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz