Wydawnictwo Literackie, Okładka miękka, 580s., Moja ocena 5.5/6
Szczepanowi Twardochowi udało się mnie zachwycić, chociaż zabierałam się do tej książki z dużą dozą nieufności.
Autor stworzył antybohatera, którego niezmiernie polubiłam, któremu kibicowałam przez całą lekturę.
Akcja
rozpoczyna się na samy początku II wojny światowej, a ów antybohater to
Konstanty Willemann, syn Niemca i spolszczonej Ślązaczki. Mimo
posiadania wysokiego stopnia oficerskiego, Konstanty ma w nosie wojnę
ojczyznę (obojętnie którą by wziąć pod uwagę, i tak ma ją w nosie) i
robi wszystko, ale to dosłownie wszystko, żeby uniknąć powołania do
wojska i przetrwać we względnym spokoju okupację. Ale to ma być jego,
Kostkowy spokój. Spokój ten ma polegać na tym, żeby nikt mu
przysłowiowych 4 liter nie zawracał, do walki za ojczyznę nie zmuszał i
niewierności nie wymawiał. Bo Kostek ma kochani żonę i dziecko. Jednak
czas zamiast z rodziną woli spędzać z paniami lekkich obyczajów,
upijając się i narkotyzując i pilnując żeby go do wojska nikt nie
wcielił. Taaak, trzeba mieć jakieś priorytety w życiu.
Konstanty
ma więc plan wojenny, przetrwać w spokoju. Jednak plany planami, a
życie czasami lubi płatać figle. Pewnego dnia Kostek poznaje przywódcę
jednej z organizacji podziemnych i zaczyna się...ale co, to już tego nie
zdradzę.
Nie mam pojęcia, dlaczego Morfina,
aż tak mi się spodobała i polubiłam głównego bohatera. Obiektywnie
muszę przyznać, że to mężczyzna z wyjątkowo paskudnym charakterem,
uosabia wszystko to, czego we własnym mężu nigdy nie chciałoby się
znaleźć. Jednak mimo mnóstwa niezaprzeczalnych wad, Kostek da się lubić.
Plusem
jest narracja w pierwszej osobie, która jest doskonałym zabiegiem,
sprawia, że mamy odczucie uczestniczenia w pokręconym życiu Willemanna.
Dodatkowo niezwykle szybkie zwroty akcji sprawiające, że od lektury
trudno się oderwać. Nie należy jednak w Morfinie szukać wielkich scen batalistycznych, konspiracyjnych akcji, poświęceń dla ojczyzny. Nic z tych rzeczy, Morfina to nie Czas honoru. Ale może dzięki temu jest to książka niezwykle prawdziwa. Ilekroć czytam o walecznych partyzantach, siłach
zbrojnych etc w czasie II wojny światowej, wszyscy są dzielni, gotowi
zginąć za ojczyznę. Zawsze miałam wątpliwości, czy faktycznie każdy w
tym okresie był gotów ginąć za Polskę. Jakoś nie chciało mi się w to
wierzyć. Nie neguję i nie umniejszam bohaterstwa walczących o nasz kraj,
ale nie wierzę, że wszyscy tacy byli. Na pewno była grupa osób, które
nie ważne jak, ale chciały przeżyć i Szczepan Twardoch pokazuje takich
ludzi.
Udało
mu się przy tym narysować sylwetki pełnokrwistych ludzi z ich
wszystkimi wadami i zaletami (tych ostatnich jest zdecydowanie mniej).
Mimo wszystko warto ich poznać.
Jednak co najważniejsze, Morfina,
to 580s. doskonałej polskiej literatury. Zachęcam do lektury w trakcie
której będziecie śmiać się, pomstować, otwierać oczy z niedowierzania, a
i brzydkie słowo czasami wam się wymknie (no bo jak tu nie używać
niecenzuralnego słownictwa w stosunku do Kostka, nie da się).
Miłej lektury i pobytu w oportunistycznym świecie Konstantego Willemanna:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz