Kwiecień...
za chwilę Święta Wielkanocne, a potem maj i trochę spokoju w szkole....
Wszystko budzi się do życia i mam nadzieję, że ciepło i słońce na dobre
pozostaną z nami... Tylko moje lektury pozostają mroczne i pełne
okrucieństwa. Coś każe mi patrzeć na świat bez różowych okularów, ktoś
ciągle wyciąga mnie ze świata fikcji i pcha w stronę ludzkich
tragedii... Nadal pozostaję w tematyce ludobójstwa w Rwandzie. Jakoś nie
mogę się uwolnić od tego tematu. Nie mogę spać po nocach, śnią mi się
koszmary i chyba muszę doprowadzić to do końca. Kolejną książką, którą
przeczytałam to "Sezon maczet" Jeana Hatzfelda. To druga cześć
trylogii o Rwandzie tegoż autora. "Sezon maczet" czytałam z przerwami,
odkładałam ją na kilka dni, by później wrócić do tej przerażającej
lektury. W "Nagości życia" Jean Hatzfeld rozmawia z ocalałymi z okolic
Naymaty. Teraz postanawia wrócić w to samo miejsce i spotkać się z
oprawcami...
Jean Hatzfeld powrócił do Rwandy i, choć początkowo nawet nie chciał
myśleć o rozmowach z Hutu, tym razem jego reporterska dociekliwość
kazała mu dalej szukać odpowiedzi na pytania, których nikt nigdy nie
ośmieli się zadać... W więzieniu w Rilimie autor odnalazł kilkoro ze
sprawców rzezi z 1994 roku. Opowieści, które owi "bohaterowie" książki
snują są przerażające i bezlitośnie szczere.
Tutaj przeczytasz całość mojej recenzji
Anna M.
W twj tematyce nie mozna nie znac tego, co zebral Tochman w A teraz namalujemy smierc...
OdpowiedzUsuń