Kiedy Bóg zasypia
Fabryka Słów, 2007
Nie
wystarczy odgórnie wprowadzić nową wiarę, pobudować kościoły i
klasztory, sprowadzić księży, nakazać odpowiednie obrządki – nawet po
wielu latach żyje gdzieś na uboczu, w lasach rozległych, na uroczyskach,
dawny zabobon. Bo cóż z tego, że wiarę w Swarożyca i inne bóstwa
zastąpi się wiarą w Chrystusa, a strzygi i tym podobne paskudztwa
zamieni na wyobrażenie diabła. Dopóki żyją ludzie podtrzymujący stare
kulty, dopóty będzie trwała walka z nowym, obcym, niemieckim bogiem. Dla
jednych będzie to walka o wiarę, dla innych tylko polityka, wybór
mniejszego zła, dostosowanie się do nowych czasów, pójście z prądem
przemian.
Odkąd
książę Mieszko wpuścił kapłanów obcego boga do kraju Polan, stare kulty
zeszły na pobocze historii, w lasy głębokie, razem z rusałkami,
dziwożonami, leszymi i wilkołakami przytaiły się, czekając sposobnej
chwili, by odebrać swoje, przepędzić obcych i powrócić lud do wiary
przodków. Doskonałą do tego okazją wydaje się śmierć trzeciego
chrześcijańskiego władcy i rozdźwięk między możnowładcami dotyczący
osoby sukcesora po Mieszku Lambercie. Idealnym kandydatem dla żerców i
wyznawców starego wydaje się być ulubiony syn księcia z rodu Piastów,
Bolesław, nazwany potem Zapomnianym, niecieszący się poparciem możnych,
obawiających się o wpływy przy silnym księciu, niemający większych szans
na przejęcie władzy. Za to nadający się do przewodzenia wszelkim
szkaradzieństwom, wyłażącym w nocy, posilającym się krwią świeżo ubitych
ofiar, stworom ciemności, słuchającym tylko swego Pasterza Upiorów.
Jednak zapoczątkować powstanie łatwiej niż je zakończyć i kraj do
porządku doprowadzić, zwłaszcza że czeski Brzetysław wykorzystał okazję i
najechał Polskę, łupiąc, paląc i zabijając, a nawet relikwie
najświętsze uwożąc.
Czytaj dalej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz