piątek, 8 marca 2013

Poślij chociaż słowo - Orlandi Figes

Wydawnictwo Magnum, Okładka twarda, 416 s., Moja ocena 6/6
To jedna z tych książek, których się nie czyta, a pochłania i o których długo się pamięta.
Autor,  profesor University of London, a wcześniej wykładowcy w Trinity College w Cambridge. Dotychczas dzięki Wydawnictwom Magnum i Dolnośląskiemu, mieliśmy okazję poznać jego opowieści o: rosyjskiej rewolucji Tragedia narodu, a także Taniec Nataszy i Szepty .
O Tańcu Nataszy Simon Sebag Montefiore, autor znakomitej książki Stalin. Dwór czerwonego cara, napisał: Arcydzieło jednego z najlepszych gawędziarzy wśród historyków nowożytnej Rosji.(...)
Ja jeszcze żadnej z w/w pozycji nie miałam okazji przeczytać, ale po lekturze Poślij chociaż słowo, na pewno po nie sięgnę. 
Figes opowiada niewiarygodna wręcz historię dwojga młodych ludzi, którzy mieli szczęście spotkać się, pokochać, ale nieszczęście, że uczynili to w stalinowskiej Rosji. Historia powiecie, jakich wiele. Tak, ale jest to historia opart na faktach, a konkretnie na kilku tysiącach listów, które Lew i Swietłana Mieszcznkow mieli okazję wymienić między sobą.
Byli młodymi ludźmi, inteligentnymi, niebanalnymi, szczęśliwymi, którzy poznali się na studiach w latach 30. XX w. Oboje studiowali na Moskiewskim Uniwersytecie, na Wydziale Fizyki. Niestety rozdzieliła ich II wojna światowa. Póżniej Lew zostaje uwięziony w łagrze.Mężczyzna odsiadywał wyrok w Peczorze, jednym z najbardziej osławionych stalinowskich obozów pracy.
Pierwszy list napisany został w połowie 1946r., a ostatni pod koniec 1954r.
Lew i Swietłana pisywali do siebie regularnie dwa razy w tygodniu. Zadziwiające jest jak udało im się przesyłać sobie listy omijając cenzurę i biorąc pod uwagę wszystkie niedogodności związane z uwięzieniem. Lew opisywał gułag, dzień codzienny, swoją sytuację, pisał też o wpływie jaki cała sytuacja ma na niego, na jego psychikę.
Swietłana z kolei opisywała ze szczegółami powojenną Moskwę i swoje życie w niej, które z każdym dniem stawało się trudniejsze.
Właśnie fakt, iż są to teksty nieocenzurowane, sprawia, że są tak wartościowe pod względem historycznym, wręcz bezcenne.
Najbardziej poruszyły mnie nie opisy niewoli, gułagu (bo takich opisów czytałam wiele), a opisy tęsknoty Swiety, która przez tyle lat wiernie czekała na ukochanego i nawet przez myśl jej nie przeszło, że on nie wróci. To była miłość. Tym bardziej, że więżniowie gułagów na ogól tracili życie, a ci którzy przeżyli zazwyczaj tracili rodziny. Lew i Swietłana byli wyjątkiem. Już sama korespondencja była zagrożeniem, w każdej chwili ktoś mógł ją odkryć i oboje mogli zostać zgładzeni. Ich miłość była tak wielka, że dodatkowo spotykali się od czasu do czasu oraz przechowywali wszystkie listy.
Jak im się to udawało? Co się stało, gdy Lew opuścił gułag? Jakie były ich dalsze losy? Czy miłość przetrwała próbę czasu? Czy wspólne życie na wolności było możliwe?
Tego dowiecie się z książki.
Niektóre fragmenty listów są na prawdę głęboko wzruszające...  
Chciałabym tylko zobaczyć, że jesteś obok, kiedy się rano obudzę, a wieczorem opowiedzieć Ci, co się stało wszystko, co się stało w ciągu dnia, popatrzeć Ci w oczy i przytulić się do Ciebie. Ale na razie wystarczyłoby, gdybym dostała Twój dziesiąty list.(...)
Cennym uzupełnieniem jest spora ilość zdjęć obojga bohaterów i ważnych momentów z ich życia.
Gorąco zachęcam do lektury. Cokolwiek więcej napiszę o tej książce i tak nie odda jej ducha. Musicie sami poznać losy Swiety i Lwa.

2 komentarze:

  1. Muszę sięgnąć po tą książkę. : D

    OdpowiedzUsuń
  2. powiem tak połączyłaś w blogu dwie moje pasje historie i książki dziękuje za te propozycje :)

    OdpowiedzUsuń