piątek, 11 stycznia 2013

"Wszystko jest iluminacją" Jonathan Safran Foer


Przeczytałam kilka pierwszych stron „Wszystko jest iluminacją” Foera i myślałam sobie: „Co to jest? O co tyle zachwytów? Język, jak nie przymierzając, z jednej z kreskówek!” Niepoprawność językowa wręcz krzyczała ze stron. Zacisnęłam jednak zęby i czytałam dalej. Myślałam, że książka „przyprawi mnie migreną”, ale po zmęczeniu pierwszego rozdziału okazało się, że jest „dosyć prima sort dla mnie” i przypuszczam, że będzie „dosyć prima sort dla tobie”. Muszę przyznać, że tłumacz wykonał świetną robotę. Chapeau bas! Zaczytałam się w kolejnych stronach i przeplatałam je porykiwaniami ze śmiechu, aż mój szanowny małżonek zaczął się poważnie niepokoić o moją kondycję psychiczną.

Wracając jednak do książki... Jonathan Safran Foer, z pochodzenia Żyd, dzierżąc w dłoni starą fotografię, przyjeżdża na Ukrainę z Ameryki, aby odnaleźć kobietę, dzięki której, jak podejrzewa, udało się jego dziadkowi Safranowi przeżyć podczas niemieckiej okupacji. Poznaje tutaj Aleksa- tłumacza zwanego Szapką bądź Soszą oraz jego dziadka - szofera z suką przewodniczką Sammy Davies Junior, Junior. Akcja biegnie trzytorowo. Mamy więc relację Aleksa z podróży w poszukiwaniu Augustyny oraz sztetla zwanego kiedyś Sofijówką bądź Trochimbrodem. Strony pisanej przez Jonathana powieści mówią nam o fikcyjnych dziejach Trochimbrodu, a także jego mieszkańców z jego praprapraprababcią i prapraprapradziadkiem  włącznie. Listy Aleksa do Jonathana oceniają tworzoną przez Amerykanina powieść oraz odnoszą się do aktualnych spraw.

Czytaj dalej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz