poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rafał Dębski – Kiedy Bóg zasypia

Rafał Dębski
Kiedy Bóg zasypia
Fabryka Słów, 2007

Nie wystarczy odgórnie wprowadzić nową wiarę, pobudować kościoły i klasztory, sprowadzić księży, nakazać odpowiednie obrządki – nawet po wielu latach żyje gdzieś na uboczu, w lasach rozległych, na uroczyskach, dawny zabobon. Bo cóż z tego, że wiarę w Swarożyca i inne bóstwa zastąpi się wiarą w Chrystusa, a strzygi i tym podobne paskudztwa zamieni na wyobrażenie diabła. Dopóki żyją ludzie podtrzymujący stare kulty, dopóty będzie trwała walka z nowym, obcym, niemieckim bogiem. Dla jednych będzie to walka o wiarę, dla innych tylko polityka, wybór mniejszego zła, dostosowanie się do nowych czasów, pójście z prądem przemian.
Odkąd książę Mieszko wpuścił kapłanów obcego boga do kraju Polan, stare kulty zeszły na pobocze historii, w lasy głębokie, razem z rusałkami, dziwożonami, leszymi i wilkołakami przytaiły się, czekając sposobnej chwili, by odebrać swoje, przepędzić obcych i powrócić lud do wiary przodków. Doskonałą do tego okazją wydaje się śmierć trzeciego chrześcijańskiego władcy i rozdźwięk między możnowładcami dotyczący osoby sukcesora po Mieszku Lambercie. Idealnym kandydatem dla żerców i wyznawców starego wydaje się być ulubiony syn księcia z rodu Piastów, Bolesław, nazwany potem Zapomnianym, niecieszący się poparciem możnych, obawiających się o wpływy przy silnym księciu, niemający większych szans na przejęcie władzy. Za to nadający się do przewodzenia wszelkim szkaradzieństwom, wyłażącym w nocy, posilającym się krwią świeżo ubitych ofiar, stworom ciemności, słuchającym tylko swego Pasterza Upiorów. Jednak zapoczątkować powstanie łatwiej niż je zakończyć i kraj do porządku doprowadzić, zwłaszcza że czeski Brzetysław wykorzystał okazję i najechał Polskę, łupiąc, paląc i zabijając, a nawet relikwie najświętsze uwożąc.


Czytaj dalej...

niedziela, 22 grudnia 2013

Łąka umarłych - Marcin Pilis

Każdy Polak słyszał, co stało się w miejscowości Jedwabne w roku 1941 roku czy Gniewczynie w 1942. Na kanwie tych wydarzeń Marcin Pilis zbudował powieść wstrząsającą, bolesną, dotykającą polskiego wstydu. Wielkie Lipy to fikcyjna miejscowość w której osadzona jest akcja, a która jest tłem do tego, aby pokazać, jakie były stosunki polsko-żydowskie podczas wojny i oraz po jej zakończeniu. Nazwa nie jest zresztą istotna, bo wydarzenia mogły mieć miejsce gdziekolwiek w małej, nieco izolowanej miejscowości. Pytanie, czy konstruowanie fikcyjnej fabuły na bazie tak bolesnych wydarzeń jest konieczne, potrzebne i  moralne? Każdy musi sobie sam odpowiedzieć na to pytanie. Sama jestem zazwyczaj na nie, ale w tej sytuacji mam bardzo mieszane uczucia, pewnie dlatego, że sama powieść okazała się bardzo dobra. Z gatunku tych, które gryzą i nie pozwalają zasnąć w nocy, bo przywołują obrazy z książki i pytania o naturę zła.

„Łąka umarłych” nie jest powieścią jednowymiarową. Akcja dzieje się w czasie II wojny światowej, w czasach PRL-u lat siedemdziesiątych i w latach dziewięćdziesiątych. Mamy mieszankę Polaków, Niemców i Żydów, a wszystkie postaci są ściśle ze sobą powiązane. Konstrukcja fabuły jest wyśmienita, a narracja równie dobra.

Wielkie Lipy to wieś położona wśród lasów, która byłaby zapomniana przez świat, gdyby nie istniejący tam klasztor i zabłąkani pielgrzymi. Tam od wielu lat żyli w symbiozie Polacy i Żydzi, nie przeszkadzając sobie zupełnie. Do czasu okupacji. W Wielkich Lipach znalazł swoje miejsce Jerzy Hołotyński, astronom i naukowiec, który miał tam swoje obserwatorium astronomiczne i prowadził badania. Spędził tam kilkadziesiąt lat, sporadycznie odwiedzając żonę i syna, a co ważniejsze- nigdy ich nie zapraszając do swojej samotni. Dwa lata po śmierci Jerzego, już w latach siedemdziesiątych, jego syn Andrzej przypomina sobie o domu i obserwatorium, które odziedziczył, a także o obietnicy, którą złożył ojcu na łożu śmierci. Wyrusza więc do Wielkich Lip odkrywając, że wieś jest tak odizolowana, że nie można dojechać tam żadnym autobusem, a ostatni odcinek drogi trzeba przebyć pieszo przez las. Już w drodze do wsi zostaje napadnięty, a na miejscu w Wielkich Lipach przekonuje się, że nie jest tam chętnie widziany ani przez przeora klasztoru, który udziela mu pomocy na czas rekonwalescencji, ani przez mieszkańców. Stara się rozwikłać tajemnicę tej mrocznej miejscowości, co prowadzi do szeregu tragicznych zdarzeń dla wielu ludzi z nią związanych, również dla samego Andrzeja. Bowiem nie tak łatwo wydostać się z wsi, do której dostępu broni samo SB „chroniące” resztę społeczeństwa przed wiedzą o tym, co wydarzyło się w Wielkich Lipach w czasie II wojny światowej. 
“Niby wiedziałże Polacy to nie nadludzie śpiewający wyłącznie o chwale, czci, honorze i mesjańskim powołaniu. Są i złoczyńcy bez hamulców. Są. Wszędzie przecież są. Ale co zrobić, kiedy tymi złoczyńcami bez hamulców okazują się zwykli ludzie, i z niepozornego zbiorowiska przeistaczają się w krwiożerczy tłum, a potem wracają do swoich codziennych zajęć”.
Chcielibyśmy wierzyć, że Polacy byli wyłącznie waleczni i braterscy, pomijamy często fakt, że sporadycznie zdarzały się wypadki, kiedy to Polacy okazywali się bardziej okrutni od okupanta, zwracając się ku swoim sąsiadom, aby zdobyć aprobatę najeźdźcy, a moze po prostu dlatego, że żyła w nich pierwotna żądza krwi i mordu.
W latach dziewięćdziesiątych ktoś jeszcze udaje się  do tej zapomnianego przez wszystkich miejsca. To stary, chorowany Niemiec – Karl Strauch, który był w centrum tragicznych wydarzeń w Wielkich Lipach...

„Łąka umarłych” to powieść zawieszona gdzieś pomiędzy dobrem i złem, chociaż w wielu momentach wydaje się, że w Wielkich Lipach żyje wyłącznie zło. Zło tak potężne, że chce się zamknąć oczy i zapomnieć o scenach z tej książki jak najszyciej. Tak się jednak nie da. Książka wwierca się w myśli i boli okrutnie, przeraża i wymusza pytania, kim byłabym w podobnej sytuacji. Czy katem, czy altruistką? Do jakich czynów bylabym zdolna lub niezdolna?

Jako przeciwwagę mamy wątek miłosny, który staje się niejako ratunkiem i dla nas, wstrząśniętych czytelników, a przede wszystkim dla samych bohaterów.

Jedna z najlepszych książek polskiego autora, jaką udało mi się ostatnio przeczytać.


środa, 18 grudnia 2013

Trismus - Stanisław Grochowiak

 „Trismus” Stanisława Grochowiaka z pewnością szokowała w czasie, kiedy została po raz pierwszy wydana, czyli w 1962 roku. Pięćdziesiąt lat później nie ma już, przynajmniej dla mnie, takiego mocnego przekazu, być może dlatego, że teraz wiemy już więcej i od dawna. „Trismus” jednak ciągle uderza, rani i budzi niedowierzenie, dobitnie pokazując, jak silna była hitlerowska ideologia i co potrafiła zrobić z mózgiem, inteligentnego przecież, człowieka.

Wiele jest symboli ukrytych w książce, od samego tytułu począwszy (trismus znaczy szczękościsk), po nazwę miejscowości (Glückauf). Sama zaś „Trismus” traktuje o architekcie, koneserze sztuki i piękna, a jednocześnie oficera SS, który z czasem zostaje komendantem obozu pracy. Stanisław Grochowiak wnikliwie analizuje psychikę człowieka, który żył nazistowską ideologią, uznając ją za jedyną słuszną i prawdziwą, który poddaje się bez szemrania nakazom Lebensbornu, znajdując sobie żonę według niego idealną, nie tylko o odpowiednim aryjskim wyglądzie, ale także o odpowiednich przekonaniach. Nie jest więc bezmyślnym sadystą, jest człowiekiem, który stara się wykonywać swe obowiązki z niemiecką pedanterią, wierząc jednocześnie w swoje racje. Parafrazując słowa Mussoliniego, dla głównego bohatera faszyzm był religią.
Ów esesman pisze Tagebuch, który zawiera również listy, urzędowe dokumenty, zapiski zwykłych dni, ale także opowiada o poszczególnych więźniach obozu i życiu obozowym w ogóle. Po zawarciu małżeństwa z Nelly Dodder, ona także dołącza w nim swoje zapiski, odkrywając drugą twarz fanatyka i szczegóły z małżeńskiej alkowy i życia rodzinnego. Forma książki wprowadza złudzenie, że czytamy nie fikcję literacką, a dokument, a autorem książki jest nie Polak, a Niemiec.


W postaci Nelly jest wiele z Ruth z „Niemców” Leona Kruczkowskiego, a finałowa scena bardzo przypomina tą, z napisanej wiele lat później, chociaż kompletnie nie rozumiem dlaczego sławniejszej książki, „Chłopiec w pasiastej piżamie”  Johna Boyne’a. Pewnie też to zadecydowało, że tą dobrą książkę nie uznałam za wybitną. Warto jednak przeczytać, bowiem “Trismus”, jeśli obedrzeć go z niemieckiej rzeczywistości czasów II wojny światowej i przenieść do każdego innego, ogarniętego wojną, kraju – ma wymowę uniwersalną.

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Remigiusz Mróz ,,Parabellum"

Ten cholerny chłopak z pewnością zna wagę takich wartości jak ,,honor" i ,,odwaga", ale rodzice powinni dać mu na imię ,,bezmyślność", a na nazwisko ,,próżność". Osobliwy człowiek.

Parabellum to zbitka dwóch łacińskich słów będących częścią klasycznej łacińskiej sentencji: ,,Si vis pacem, para bellum" dosłownie ,,Jeśli chcesz pokoju, szykuj się do wojny". Chichotem historii jest fakt, że jest to również nazwa ośmiostrzałowego pistoletu samopowtarzalnego kalibru 9 mm produkcji niemieckiej. Być może ten zbieg okoliczności zainspirował Remigiusza Mroza do nazwania tak swojej drugiej, tym razem już stricte wojennej powieści zatytułowanej właśnie Parabellum. Prędkość ucieczki, z którą miałam przyjemność się zapoznać.

Latem 1939 roku wszyscy czuli w powietrzu zbliżającą się wojnę z Niemcami. Nie wiadomo było, kiedy i gdzie dokładnie wróg uderzy, ale zdawano sobie sprawę z nieuchronności wybuchu nowego konfliktu. Jednak nikt nie miał zamiaru martwić się na zapas. Ludzie chodzili do pracy, szkoły, odwiedzali kawiarnie, wdawali się w bójki... Stanisław Zaniewski wraz ze swoją narzeczoną, Marią Herensztad planowali ślub. Niestety, żydowskie pochodzenie narzeczonej świeżo upieczonego lekarza mogło stanąć młodym na ich drodze do szczęścia. Brat Staszka, Bronisław w tym czasie stacjonował ze swoim plutonem przy granicy polsko-rumuńskiej dając upust swojej bucie i wybuchowemu charakterowi. 1 września rozpoczęła się bezpardonowa walka o życie swoje i swoich najbliższych bowiem los przygotował bohaterom różne drogi prowadzące ku przetrwaniu najcięższych lat ich życia.

Niestandardowo zacznę tym razem od minusów, które w tym wypadku są winą wydawnictwa. Pomimo ciekawej, nieprzeładowanej szczegółami okładki raczej nie zdecydowałabym się na kupno tej książki ponieważ zniechęciłby mnie dość sztampowy opis fabuły zamieszczony na okładce. Fabuła tej książki jest fantastyczna, wierzcie mi. Niestety, z wspomnianego opisu wynika, że w tej książce nie dzieje się nic, co nie wydarzyło na stronach innych książek poświęconych II wojnie światowej. Oczywiście jest to kompletna bzdura, co postaram się zaraz udowodnić.

Moim zdaniem najmocniejszym punktem tej powieści są fenomenalnie wykreowani bohaterowie (nie są to słowa na wyrost). Każda postać, nawet ta pojawiająca się tylko po to, by zostać natychmiast zastrzeloną, ma dokładnie zarysowany charakter, operuje innym niż pozostali bohaterowie językiem.
Szczególnie interesujący jest kontrast pomiędzy dwoma opisanymi w książce kapitanami: polskim, Obeltem i niemieckim, Leitnerem. Wydawałoby się, że ,,tym dobrym" będzie Polak, a tu niespodzianka, żaden z nich nie zasługuje na miano czarnego charakteru powieści. Obelt to typ żołnierza polowego, odpowiedzialnego za swoich podwładnych, ale i nie szczędzącego im dosadnych uwag kiedy wymaga tego sytuacja. Leitner to wzór niemieckiego porządku i zdyscyplinowania. Nieustępliwy strzelec wyborowy, który nawet swoich wrogów każe traktować z szacunkiem. Na szczęście, autor nie uległ pokusie by przedstawić tę postać jako niewinną ofiarę systemu zmuszoną by iść na wojnie, której w duchu się sprzeciwia. To ostatnio bardzo modny typ bohatera książek z motywem wojennym. Leitner jest żołnierzem z krwi i kości, dla którego Adolf Hitler jest bohaterem narodowym i osobistym. Dlaczego więc wzbudza w nas sympatię? Być może dlatego, że pomimo wybuchu wojny po prostu pozostał człowiekiem.

Kolejną zaletą tej książki są nieprzewidziane zwroty akcji. Co najmniej kilka razy w ciągu całej lektury czytelnik jest zaskakiwany niespodziewanym pojawieniem się nowych bohaterów, zasadzką czy ostrzałem wrogiego plutonu. Wątki sensacyjne są naprawdę mocną stroną tej powieści.  Jeśli przepadacie za świetnie skonstruowanymi wątkami sensacyjnymi to z pewnością nie zawiedziecie się na tej książce.

Na koniec chciałabym zaznaczyć, że Parabellum. Prędkość ucieczki to pierwsza część cyklu opowiadającego o losach młodych ludzi, których beztroskę młodości przerwała wojna. Zaręczam, że jeśli sięgniecie po tę część, skusicie się na wszystkie następne. Zakończenie jest niesamowite. Trudno mi wskazać grupę, której nie spodobałaby się ta książka. Oczywiście pełno w niej motywów wojennych, ale znajdziemy też dwa wątki romansowe, typa spod ciemnej gwiazdy, poczciwego ziemianina, sporo dobrze zakamuflowanych przemyśleń dotyczących wojny, efektowne sceny bitewne. Polecam wielbicielom literatury wszelakiej.

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania tej książki dziękuję Autorowi i Awioli.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

wtorek, 10 grudnia 2013

Hans- Joachim Lang- Kobiety z bloku 10

Hans- Joachim Lang- Kobiety z bloku 10
Eksperymenty medyczne w Auschwitz
Przełożyła Eliza Borg
Wydawnictwo Świat książki
Warszawa 2013
Format  145 x 205 mm
303 strony
 
Wyobraź sobie najbardziej przerażającą książkę, jaką czytałeś. Taką, która zmroziła Ci krew w żyłach i sprawiła, że nie mogłeś potem spać. A teraz przełóż tą historię na półkę "bajeczki dla dzieci", bo to prawdopodobnie nic w porównaniu z tym, co przydarzyło się kobietom z bloku 10. i tym, co opisuje H.J. Lang w swojej książce.
   

piątek, 29 listopada 2013

Kazimierz Korkozowicz – Ostatni zwycięzca

Kazimierz Korkozowicz
t. 1: Pierścień wezyra
t. 2: Wilcze tropy
t. 3: Koło fortuny
t. 4: Oślepłe źrenice
t. 5: Laur i kadzidło
Wydawnictwo MON, 1979-1982
„Szły chorągwie za chorągwią. Równymi szeregami sunęli słynni husarze, za nimi pancerni i lekkie znaki. Z lewego skrzydła nacierała kawaleria austriacka i oddziały Lubomirskiego, z wyciągniętymi do przodu rapierami, pochyleni nad końskimi łbami, pędzili środkiem niemieccy rajtarzy. Olbrzymia, zdawało się nieprzebrana, falująca masa jeźdźców. Głucho dudniła ziemia, powietrze rozdzierał żołnierski wrzask, zdawało się, że jego potęga sama zdoła znieść umocnienia, rozrzucić namioty, zdusić wszelką wolę walki i oporu w sercach wroga.” (Ostatni zwycięzca, Wyd. MON, 1984, t. II, s. 518-519)
Nawet jeśli niewiele pamiętamy z historii to zwykle chlubimy się szarżą husarii podczas zwycięskiej bitwy pod Wiedniem pod dowództwem Jana III Sobieskiego. Husaria jako elitarna polska formacja jawi się nam jako powód do dumy z narodowej przeszłości; wciąż robią wrażenie wojacy niosący furkoczące w biegu skrzydła, w filmach historycznych w bezlitosnym pędzie rozbijający w puch przeciwnika. Wykorzystywał husarię i król Jan, trzeci tego imienia, świetny dowódca i doskonały organizator, myślący i przewidujący, w nagłej potrzebie potrafiący nawet klęskę przekuć w zwycięstwo. O nim jest obszerna powieść Kazimierza Korkozowicza, w pięciu tomach opisująca życie ostatniego monarchy, który tak pięknie potrafił zwyciężać. Wydana była dwukrotnie, najpierw każda część osobno, potem w dwóch tomach jako całość pod tytułem Ostatni zwycięzca.


Czytaj dalej...

czwartek, 21 listopada 2013

Margaret Mazzantini, Powtórnie narodzony

Głód miłości
Margaret Mazzantini, Powtórnie narodzony
tytuł oryginalny: Venuto al mondo
tłumaczenie: Alina Pawłowska-Zampino
wydawnictwo: Sonia Draga
data wydania: listopad 2013r.
ilość stron: 528
ISBN: 978-83-7508-682-9

Zasadniczo powieść można podzielić na dwie części: starania Gemmy i Diego o dziecko oraz na ich wielokrotne wyprawy do pogrążonego w działaniach wojennych Sarajewa, gdzie każde z nich na swój sposób starało się pomóc mieszkańcom miasta.
Margaret Mazzantini nie przedstawia genezy konfliktu w byłej już Jugosławi, pokazuje życie ludzi w oblężonym mieście, sławną Aleję Snajperów w Sarajewie. Przedstawia okres, kiedy to ludzie, wychodząc rano z domów w poszukiwaniu wody czy jedzenia, wiedzieli, że mogło to być ich ostatnie spotkanie z rodziną, znajomymi. Śmierć czaiła się wszędzie, snajperzy wybierali swoje cele przypadkowo, choć największą radość sprawiało im strzelanie do matek i obserwowanie zagubionych twarzy dzieci, które w jednej chwili traciły wszystko (ojcowie bowiem albo zginęli na początku konfliktu, albo walczyli po jednej z jego stron).
W pamięci utknął mi fragment, w którym snajper, z Sarajewa rodem, który opisywał moment, kiedy strzelał do bawiących się dzieci. Starannie wybierał moment, kiedy oddawał strzał, zupełnie nie przejmując się tym, że są to tylko dzieci, że sam jako mały chłopak bawił się w tym samym miejscu. Potem zaś, wspominając tamten dzień, stwierdził, że to było jak strzelanie do zajęcy.

Margaret Mazzantini, Powtórnie narodzony
tytuł oryginalny: Venuto al mondo
tłumaczenie: Alina Pawłowska-Zampino
wydawnictwo: Sonia Draga
data wydania: listopad 2013r.
ilość stron: 528
ISBN: 978-83-7508-682-9 - See more at: http://wiedzma-czyta.blogspot.com/#sthash.HbfQLygM.dpuf

poniedziałek, 18 listopada 2013

Tytuł: Mein Kampf
Autor: Adolf Hitler


Od dawna interesuje mnie tematyka II Wojny Światowej, a szczególnie temat obozów pracy/zagłady/koncentracyjnych. Chyba nigdy o tym nie wspominałam, ale mam ambitny plan poświęcić kilkanaście kolejnych miesięcy, może 2-3 lata na przygotowanie się merytoryczne i teoretyczne do studyjnego zwiedzania obozu w Oświęcimiu i Brzezince.
Skąd więc ta książka? Po pierwsze, może dziwny powód, ale od zawsze intrygowały mnie i zarazem interesowały książki niedostępne, kontrowersyjne, zakazane. "Mein Kamf" spełnia to kryterium w 100%.
A poza tym od dawna miałam ochotę poznać punkt widzenia tego człowieka, jego spojrzenie na te czasy. Zastanawia mnie i jednocześnie przeraża jak tak niepozorny, niewyróżniający się na pierwszy rzut oka człowiek potrafił popełnić coś tak niewyobrażalnie nieludzkiego. Jak sprawił, że poszły za nim tłumy Niemców, uważając za ukochanego wodza.
Czy ta książka odpowiedziała mi na te pytania? I tak i nie.

Prawa autorskie do "Mein Kampf", książki napisanej podczas pobytu Hitlera w więzieniu w Landsbergu, obecnie posiada Kraj Związkowy Bawaria, który otrzymał je na mocy wyroku sądu, który orzekł konfiskatę majątku fuhrera. W 2015r., 70 lat po śmierci Hitlera prawa do tej książki wygasną i stanie się ona częścią domeny publicznej. Oby ktoś przejął nad tym kontrolę i książka ta nie stała się dzięki temu bardziej dostępna niż jest teraz.
Książka ta trafiła do mnie w dość zaskakujący sposób. Przy okazji dowiedziałam się, że istnieje coś takiego jak wypożyczenia międzybiblioteczne. Najpierw musiałam się przełamać i odważniezapytać czy w bibliotece taka książka jest dostępna. Sprawę trochę mi ułatwił Tydzień Zakazanych Książek. Dowiedziałam się, że książki nie ma w głównej bibliotece, ani w filiach. Ale pani bibliotekarka zasugerowała mi, że może uda się ściągnąć tą książkę w ramach wypożyczania międzybibliotecznego. I tak właśnie książka trafiła w moje miejsce.
Czułam się strasznie głupio gdy po kilku dniach pani bibliotekarka podała mi tą małą, trochę podniszczoną książeczkę z czarną okładką. Była to chyba pierwsza książka, którą nie odważyłam się wyciągnąć w autobusie, którym już jeździłam do pracy. Nie odważyłabym się czytać ją w miejscu publicznym.

Jak wrażenia? Bardzo dziwne. Spodziewałam się trochę, że książka ta pozwoli mi choć trochę zrozumieć postępowanie tego człowieka. Pozwoliła? Może odrobinę.
Z niemal każdej jej strony atakowała mnie nienawiść Hitlera do Żydów, których obwiniał za klęskę Niemców w I WŚ, za biedę i głód panujące po wojnie, za upadek narodu. Za wszystko.Niemal każde słowo przesycone zostało jadem i czystą nienawiścią.
Przez książkę przebrnęłam z trudem. Ostatni rozdział przemęczyłam, nie czytając do od deski do deski. Nie, książka ta nie pozwoliła mi zrozumieć tego człowieka, tą bestię.
Zrozumiałam jednak, że człowiek ten był inteligentny, bardzo pewny siebie i przekonany o potędze swojej siły przebicia, która elektryzowała tłumy. Był w pełni świadomy tego, że jego poglądy przemawiają do setek tysięcy Niemców, którzy niemal spijali każde jego słowo. Czy właśnie w tym tkwiła jego siła? Prawdopodobnie.

Książki nie polecam, choć sama po nią sięgnęłam. Zdaje sobie z tego sprawę, że w niektórych rękach może okazać się bardzo niebezpieczna.

niedziela, 17 listopada 2013

Wojna nie ma w sobie nic z kobiety

Swietłana Aleksijewicz pisze na trudne w historii Rosji tematy: katastrofie w Czarnobylu, kobietach i dzieciach podczas drugiej wojny światowej, życiu po upadku komunizmu. W 2011 roku jej książka „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” została uhonorowana Nagrodą im. Ryszarda Kapuścińskiego oraz Literacką Nagrodą Europy Środkowej Angelus. W książce tej dominują uczucia i emocje. Autorka oddaje głos kobietom, byłym uczestniczkom walk podczas drugiej wojny światowej. Gdy dziennikarka rozmawia z nimi, są już dojrzałymi kobietami, w których wojna nadal tkwi, każdego dnia o sobie przypomina. Jaka jest wojna dla kobiet? Aleksijewicz pisze: „Kiedy mówią kobiety, nie ma albo prawie nie ma tego, o czym zwykle czytamy i słuchamy: jak jedni ludzie po bohatersku zabijali innych i zwyciężyli. Albo przegrali. Jaki mieli sprzęt, jakich generałów. Kobiety opowiadają inaczej i o czym innym. «Kobieca» wojna ma swoje własne barwy, zapachy, własne oświetlenie i przestrzeń uczuć. Własne słowa. Nie ma tam bohaterów i niesamowitych wyczynów, są po prostu ludzie, zajęci swoimi ludzkimi-nieludzkimi sprawami. I cierpią tam nie tylko ludzie, ale także ziemia, ptaki, drzewa. Wszyscy, którzy żyją razem z nami na tym świecie. Cierpią bez słów, a to jest jeszcze straszniejsze…” (s. 9-10). Ten akapit może być kwintesencją książki.

Więcej na blogu Hominem Quaero

piątek, 15 listopada 2013

Maria Krüger – Klimek i Klementynka

Maria Krüger
Klimek i Klementynka
Nasza Księgarnia, 1969

Koniec osiemnastego wieku to trudny dla Polski czas. Okrojona podczas pierwszego i drugiego rozbioru nie podniosła się z upadku mimo licznych działań, mających obronić ją przed naciskającymi z trzech stron wrogami. Ostatnim dużym zrywem była insurekcja kościuszkowska, powstanie pod wodzą Tadeusza Kościuszki, generała w sukmanie, który potrafił poprowadzić za sobą nie tylko tę część szlachty, której jeszcze zależało na wolnej Polsce, ale i masy chłopstwa i mieszczaństwa, tworząc z nich oddziały kosynierów i milicji miejskiej.
Jednym z epizodów powstania z 1794 roku była insurekcja warszawska, w której polskie wojsko wespół z mieszkańcami stolicy podjęło walkę z żołnierzami rosyjskiego garnizonu – podczas trzydniowych starć zlikwidowano wszelkie gniazda oporu. Mieszkańcy miasta wzięli aktywny udział zarówno w walkach, jak i późniejszym podtrzymaniu oporu: na wezwanie przywódców chętnie stawiali się do kopania szańców wokół Warszawy i czujnie pilnowali, by wróg nie poznał planów i nie uniemożliwił skutecznej obrony. Wśród warszawiaków aktywna była rodzina jurysty Andrychiewicza, w której najbardziej wyróżniały się jedenastoletnie bliźnięta – Klemens i Klementyna. Czarnowłose, podobne z wyglądu i zachowania do diabląt wcielonych, absorbowały uwagę rodziców, służby i wszystkich znajomych.


Czytaj dalej...

środa, 13 listopada 2013

Biez wodki / Bez dachu - Aleksander Topolski


Wspomnienia łagrowe różnej maści to lektury wprawdzie ważne i słuszne, ale zazwyczaj sprawiają mało przyjemności. Kupuję kolejne i ustawiam je w rządku na półce na kilkuletnią karencję,   pochłaniając tymczasem  kolejne czytadła. Cóż, czytanie to dla mnie nader często czysty eskapizm:).
Gdy w końcu zabiorę się za taką poważną książkę, zazwyczaj piłuję ją jakieś 3 miesiące. Oczywiście – niemal zawsze lektura kończy się satysfakcją, dostarcza przemyśleń i cały bilans wychodzi na plus. Tyle, że następuje to nieprędko.
Tymczasem oba tomy wspomnień Aleksandra Topolskiego łyknęłam w ciągu kilku dni. Dlaczego tak się stało? Ciąg dalszy.

wtorek, 12 listopada 2013

Karol Bunsch – Psie Pole

Karol Bunsch
Psie Pole
Wydawnictwo Literackie, 1982

Psie Pole jest bezpośrednią kontynuacją Zdobycia Kołobrzegu, związaną i akcją, i osobami bohaterów. Opisuje wojnę z cesarzem Henrykiem V, głównie obronę Głogowa i bitwę na Psim Polu. Krzywousty, który wygonił już Zbigniewa z dziedziny i zjednoczył kraj, skupił się na umacnianiu swojej władzy na Pomorzu, zwalczając najbardziej opornych. Nieobecność księcia w zachodnich rejonach kraju wykorzystał do najazdu cesarz, za pozór dając upomnienie się o dziedzinę starszego syna Władysława Hermana, kierując się z wojskami początkowo na Poznań, a następnie ku Krakowowi, po drodze próbując zdobywać grody graniczne i łupiąc kraj.
Książę Bolesław miał pełne ręce roboty – umacniał władzę w całej Polsce, lawirując między możnowładcami i duchowieństwem, które za złe mu miało, że woli ojcowej nie uszanował, brata z dziedziny wyrzucił – łatwiej wszak mieć dwóch słabszych panów na podzielonej ziemi niż jednego silnego na scalonej. Wodzem był Krzywousty przednim, mimo młodego wieku doświadczonym i przewidującym, chlubiącym się już znaczącymi wojennymi czynami. Pomagała mu sława przodków, zwłaszcza dwóch imienników, gdyż ciągle żyły wśród ludu wspominki o Chrobrym, który „wszystkie ludy, co Słowem mówią, zebrać chciał razem” (s. 142). Jednocześnie nie brakowało w kraju kontrastów: bieda na wsiach, żebracy i proszalnicy, niezapłacone zasługi, a jednocześnie bogactwo panów i kleru, a także dobra wszelakie w miastach większych umiejscowione. Z wojennych wypraw popowracali woje, niektórzy z łupem, inni z ranami. Wrócił i Przedsław, bez nogi i bez bogactw, w domu postanawiając czekać na wynagrodzenie za walkę i niewolę.


Czytaj dalej...

wtorek, 5 listopada 2013

Jonathan Holt, Carnivia. Bluźnierstwo

Wystarczy pretekst, by zbudzić bestię

Jonathan Holt, Carnivia. Bluźnierstwo
tytuł oryginalny: The Abomination
tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
wydawnictwo: Akurat
data premiery: 6 listopada 2013r.
cykl wydawniczy: Carnivia, tom 1
ilość stron: 400
ISBN: 978-83-7758-495-8

W Bluźnierstwie akcja rozwija się wokół trzech wątków: portalu internetowego Carnivia.com, święceń kapłańskich kobiet w kościele katolickim oraz zbrodni wojennych na terenach byłej Jugosławii. Pan Holt może się poszczycić naprawdę sporą wyobraźnią, by znaleźć sposób na powiązanie tych trzech, z pozoru zupełnie nie łączących się ze sobą historii. A sposób w jaki to zrobił jest naprawdę genialny. Dwie odrębne sprawy prowadzone przez kapitan Kat Tapo i podporucznik Holly Boland w pewnym momencie zaczynają się zazębiać, zaś z czasem brakujące ogniwa uzupełnia prywatne dochodzenie Daniele Barbo. Choć wraz z biegiem wydarzeń zaciera się nieco, gubi, wątek kapłaństwa kobiet, to fabuła prowadzona jest bez zarzutów. W trakcie lektury można odczuć, że Jonathan Holt miał starannie wszystko zaplanowane i raczej nie pisał pod wpływem chwili, tylko kierował się z góry określonym planem.
Pozostając chwilę przy treści powieści muszę powiedzieć, że autor skupił się na rzeczach ważnych, istotnych w dzisiejszych czasach: możliwości zachowania anonimowości w świecie, gdzie inwigilacja życia przeciętnych obywateli stała się wręcz chlebem powszednim; o konserwatywnym, stereotypowym kościele, który nie chce nawet słyszeć o zmianach zgodnych z duchem czasu; o zbrodniach wojennych, które z różnych powodów (czyt. pieniędzy) nie wychodzą na światło dzienne, a jeśli już ktoś zaczyna o nich mówić, to zostaje bardzo szybko uciszony.

Czytaj dalej...

czwartek, 31 października 2013

"Między wariatami" Marcin Meller


Część pierwsza...
Świat bez fikcji, czyli o tym, co widać, gdy zdejmiemy różowe okulary...


Świat jest inny niż nam się wydaje... Mam dom, mam pracę, pieniądze (no dobra, ich akurat najczęściej nie mam), mam rodzinę, przyjaciół, książki. Żyję w kraju, gdzie od dawna panuje pokój. Nie wiem, co to głód, nędza i ból. Nie boję się o swoje życie, nie muszę uciekać przed nikim. Ale świat nie kończy się na moim małym podwórku, on się zaczyna zaraz za nim. 




Z przerażeniem czytam książkę Marcina Mellera. Coś tam wiem o świecie, zawsze interesowałam się rożnymi akcjami organizacji humanitarnych, wspieram dzieci na misjach, wielu spośród moich znajomych jest aktywnie zaangażowanych w niesienie pomocy w najdalszych zakątkach świata. Historia i tragedia innych nie były mi nigdy obojętne. Sama jakiś czas miałam kontakt z ocalałymi z holokaustu, a w Muzeum Auschwitz bywałam średnio dwa razy w miesiącu. Słuchałam ich opowieści, pracowałam na rzecz dialogu. Myślałam, że już nic nie jest w stanie mnie zaszokować. Myliłam się...


Wojna, dla nas Polaków, to bolesny rozdział historii, ale niestety dla wielu to dziś już tylko historia. Uczymy się o tym w szkole, albo i nie, bo godzin coraz mniej... Wojna to mgliste wspomnienie dziadków, opowieści o głodzie snute przy zastawionym stole. Ale są kraje, gdzie toczy się dziś wojna, gdzie giną ludzie, gdzie dzieci zabijają dzieci, gdzie nikt już nie wie, dlaczego... i nikt już nie ufa nawet najbliższej rodzinie, nie wiadomo bowiem, czy to przyjaciel, czy już wróg. 


Jedną z historii, którą relacjonuje Marcin Meller, jest los dzieci wojny w Ugandzie. "Wojna Ducha Świętego" to mroczny i brutalny rozdział w dziejach tego kraju. Jakieś 25 lat temu Alica Lakwena, córka wiejskiego katechety, obwołała się prorokinią Ducha Świętego i stworzyła zbrojną armię. W Ugandzie rozpoczęła się krwawa wojna domowa, oddziały Alicy były bezwzględne. Ale to nie koniec, po klęsce jej oddziałów i  ucieczce do Kenii, Armią Pana dowodził jej kuzyn, Kony. Od 1988 roku napadali na szkoły, zabijali lub uprowadzali  dzieci, chłopców wcielali do armii, dziewczyny gwałcili lub wysyłali na pierwszą linię frontu. Szacuje się, że uprowadzono 20 000 dzieci (najmłodsze miały 5 lat). Część z nich uciekła po kilku miesiącach, latach. wiele nie wróciło nigdy, szacuje się, że zginęły lub zostały sprzedane na organy , albo wcielone do armii w Sudanie. Te, które jednak wróciły, nie potrafiły żyć normalnie, były agresywne, często atakowały najbliższych. To dla tych dzieci  utworzono World Vision - ośrodek dla dzieci wojny. W latach 90-tych był w nim Marcin Meller i rozmawiał z dziećmi. Koszmarna relacja  została zamieszczona w książce.


Świat jest zupełnie inny, niż nasze cukierkowe, bezpieczne podwórko. Odszukałam w Internecie stronę World Vision... Można przerazić się ogromem zła i cierpienia zadanego dzieciom, które nie ze swojej winy stały się "automatami do zabijania" i już nie potrafią żyć bez strachu i lęku. Dzieci wojny nawet podczas pokoju nadal toczą walkę i cierpią nie za swojej winy.  Dziś przebywające w ośrodku dzieciaki na nowo uczą się żyć, uśmiechać, i choć nadal trwają walki, wierzyć w pokój... Nikt nawet nie próbuje pytać o ich przeszłość....

Czas nie leczy ran, ale daje nadzieje...


"Te, które wracały z buszu prosto do domu i szły do szkoły, nie chciały siedzieć w ławkach; czaiły się przy drzwiach, żeby móc w razie czego uciec. Albo zrywały się nagle, krzycząc "nadchodzą!". (...) Kiedy przybywają do ośrodka, nikomu nie ufają, a już zwłaszcza dorosłym. Kryją się, gdy widzą żołnierzy, nie chcą podawać własnych imion, często nie potrafią powiedzieć, skąd pochodzą. Siedzą całymi dniami nieruchomo, nie odzywając się do nikogo. Terapeutom łatwiej jest trafić do najmłodszych, starsze mają na sobie ciężką do przebicia skorupę. Wszystkie są szalenie agresywne. Kiedy przybywają do nas, mają poczucie, że są bezwartościowe, że ich życie nie ma sensu".


To tylko jedna z historii opisywanych w książce. Narazie przeczytałam pierwszą część dotyczącą relacji z frontu... Ale już to pokazuje mi, jak mało wiem...


Świat bez fikcji, inny niż ten z kolorowych gazet i komedii romantycznych, inny niż mój bezpieczny kąt, moje życie... Marcin Meller pisze o wojnie, zwykłych ludziach próbujących żyć między jednym a drugim bombardowaniem. Pisze o polityce ONZ i oddaniu zwykłych ludzi z organizacji humanitarnych. Gdy jedni uciekają z terenów ogarniętych wojną, w obozach uchodźców pozostają tylko ci, którym naprawdę zależy na potrzebujących. Pozostają też korespondenci wojenni, którzy narażają swoje życie, aby świat dowiedział się, jaka jest prawda... Zostają misjonarze, lekarze, wszyscy, którzy swoje życie oddają za życie innych. To oni są bohaterami tych opowieści:

"Mam ich wszystkich przed oczami. Takich jak Dawid, który nie wiadomo ile razy uniknął śmierci w ciągu pięciu lat w Południowym Sudanie. Amerykanie, Anglicy. Irlandczycy, Włosi, Francuzi, Skandynawowie, Holendrzy, Australijczycy.... Niektórzy przyjeżdzają z pobudek religijnych, drudzy uważają, że ich kraje wzbogaciły się na nieszczęściu Afryki i czas spłacić dług. Jeszcze inny uciekają od swojej małej stabilizacji.Wszyscy w niezwykle ciężkich warunkach ratują ludzkie życia. Włóczą się z rebeliantami, aby ci łaskawie pozwolili na przejazd ciężarówek z żywnością dla potrzebujących. Paolo, 27-latek, był porządnym yuppie, zarabiał krocie pracując jako komputerowiec w luksemburskim banku. - Któregoś dnia zrozumiałem, że nie mogę tak spieprzyć własnego życia. Forsa i zupełna pustka. Zgłosiłem się do Lekarzy Świata. Wysłali mnie do Bośni. - Teraz Paolo pracuje dla Międzynarodowej Akcji Walki z Głodem (AICF)"


Można zadać sobie pytanie: a ja? Co robię, aby na świecie zapanował pokój, aby ludzie nie musieli uciekać z własnego kraju przez wojną, albo w poszukiwaniu wody i jedzenia? Ciągle zadaję sobie takie pytania....


Anna M.

P.S. Nie skończyłam jeszcze czytać, zbyt dużo kosztuje mnie to emocjonalnie... Nie cała książka traktuje o wojnie. Marcin Meller z dużą dozą humoru opisuje również rzeczywistość współczesnej Polski. Ciekawa jestem tej lektury... Tak więc  c.d.n.



NOTKA O KSIĄŻCE
wydawnictwo: Wielka Litera
data wydania: 25 września 2013 
liczba stron: 463

ocena pojawi się po przeczytaniu całości



zapraszam na mój blog

http://annamatysiak.blogspot.com/

:)

środa, 30 października 2013

Karol Bunsch – Zdobycie Kołobrzegu

Karol Bunsch
Zdobycie Kołobrzegu
Wydawnictwo Literackie, 1982

Po wygnaniu palatyna Sieciecha i śmierci Władysława Hermana utrwalił się podział Polski na dwie części, podległe Zbigniewowi i Bolesławowi, zwanemu później Krzywoustym. Zbigniew rządził Wielkopolską, Mazowszem i Kujawami, utrzymując dobre stosunki z Pomorzanami i dążąc do władzy zwierzchniej należnej pierworodnemu, szukając sprzymierzeńców przeciwko młodszemu bratu nawet u odwiecznych wrogów Polski. Bolesław natomiast miał w swojej władzy Małopolskę, Śląsk i Ziemię Sandomierską, a sojuszników szukał na Rusi i Węgrzech. W Zdobyciu Kołobrzegu Bunsch skupił się na czterech latach wczesnego panowania Krzywoustego (1102-1106), opisując wyprawy mające na celu podbicie i chrystianizację Pomorza.
Idea dostępu do morza przyświecała polskim władcom od początku istnienia państwa. Już Mieszko I dostrzegał korzyści polityczne i handlowe, jakie przynosiło panowanie nad morskim brzegiem, a Bolesław Chrobry uczynił jednym ze swoich priorytetów rozszerzenie terytorium kraju ku północy i utrzymanie Pomorza: „Nie darmo ci z przodków, którzy wielkość i siłę w sobie czuli, garnęli się ku morzu.” (s. 24). Krzywousty, jako spadkobierca władzy i siły wczesnych Piastów, a zwłaszcza obu Bolesławów (co podkreśla w Kronice polskiej Gall Anonim), czujący się dość mocnym, by odzyskać ziemie okrojonego dziedzictwa i utrzymać je scalone, podjął ideę przodków i nałożył na siebie zadanie podboju Pomorza. Dostęp do Bałtyku miał przynieść podwójną korzyść: ułatwić obronę północnych granic i osłabić wpływy Zbigniewa.


Czytaj dalej...

Ucieczka z getta - Halina Zawadzka


„Ucieczka z getta” Haliny Zawadzkiej, to kolejna przeczytana przeze mnie książka z serii „Żydzi Polscy” Ośrodka Karty. Do tej pory każda lektura wstrząsała mną, zostawiała drzazgę w serca, ale z tą było inaczej. Nie ukrywam, że jest to niezwykle trudna lektura dla Polaków napisana przez Autorkę po pięćdziesięciu latach od tytułowej ucieczki z getta.

Jak pamięta Halina Zawadzka czas wyjścia na aryjską stronę? Boleśnie dla każdego mieszkańca Polski, bo nie znalazła praktycznie żadnej bratniej duszy po tej stronie getta. Z małymi wyjątkami. Często pisze o tym, jak Polacy nienawidzili Żydów i jak mimo całej nienawiści do Hitlera uważali, że powinni być mu wdzięczni za to, że wyczyścił Polskę z Żydów oraz że należy mu się z tej okazji pomnik. Wspominała także nienawiść AK-owców do Żydów, nie tylko w postaci niewybrednych żartów, ale także znanych jej ze słyszenia mordów. Jak sama napisała, czuła się jak biedna, opuszczona Żydówka w okrutnym, chrześcijańskim świecie. Świecie, który nie tylko nie współczuł jej i losowi jej Braci, ale szczerze nienawidził wszystkich Żydów i który był gotów zabić ich lub wydać Niemcom.
Nie ukrywam, że czyta się to wszystko niezwykle przykro, momentami aż trudno uwierzyć, że Halina Zawadzka wspomina dobrze tylko trzy Polki i jednego Polaka. Owe trzy Polki to Halina Słowik oraz jej dwie córki Maria i Olga, które pomagały w ukrywaniu się Hali przez ponad dwa lata i właśnie one, dzięki staraniom Autorki, zostały odznaczone w 1998 roku medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”.

Taki jest punkt widzenia Autorki i stosunek do wydarzeń z okresu okupacji i ma ona oczywiście do niego prawo, jednakże mnie samej trochę raził fakt, że skoncentrowała się tylko na antysemityzmie Polaków sięgając nawet do czasów przedwojennych, bowiem nawet o Niemcach nie napisała tylu gorzkich słów.
Sam zapis owych wydarzeń jest dosyć chłodny, wydaje się pozbawiony emocji, chyba że dotyczą nielubiących Żydów Polaków, bo wtedy emocje aż buzują.
Halina Zawadzka napisała „Ucieczkę z getta” po polsku, w języku, którym myślała i czuła i jak czytamy w przedmowie Zbigniewa Gluzy, „ogłosiła w Polsce: dokonuje tego  k u , a nie p r z e c i w  Polakom” oraz ze „Zależy jej, abyśmy zrozumieli Jej pamięć”. Rozumiem i szanuję, jednakże uważam, że to jedna ze słabszych pozycji serii „Żydzi Polscy”.  

niedziela, 29 września 2013

Legion - Elżbieta Cherezińska


Kilka dni temu skończyłam czytać książkę „Legion” Elżbiety Cherezińskiej. Wstrząsnęła mną. Temat Żołnierzy Wyklętych już od jakiegoś czasu mnie interesuje, chociaż moje zainteresowanie dotyczy grupy partyzantów i ich tragicznego końca, ktory spotkał ich w moich rodzinnych stronach, o czym z pewnością wkrótce napiszę. O Brygadzie Świętokrzyskiej wiedziałam niewiele, jakieś strzępki, urywki historii, wiedziałam, że przemaszerowali przez bliskie mi opolskie lasy. Autorka zadziwiła mnie po raz kolejny, chociaż wiedziałam, że temat II wojny światowej już poruszyła, pisząc powieść o Etce Daum z łódzkiego getta i że radzi sobie z nim sprawnie, starając się pisać jak najbardziej obiektywnie,  bez wartościowania i oceniania.

Temat trudny, bo dotyczący słynnej Brygady Świętokrzyskiej, która w 1945 roku przebiła się przez front niemiecki, czując na plecach sowiecki oddech i połączyła się z III armią generała Pattona. Walczyli dla Polski i Polaków, ale częściowo tylko scaleni z AK, nie mogli w świetle prawa nazywać się wojskiem polskim.
Przywódcy wiedzieli, że jeżeli zostaną w Polsce to ich żołnierze trafią wprost do sowieckich katowni, dla nich wojna przecież się nie kończyła, ustępującego niemieckiego okupanta zastąpił okupant radziecki, nigdy nie uwierzyli, że Stalin jest naszym sojusznikiem.
Czyn niebywały, czyn zuchwały, który nie był gloryfikowany w powojennej historii polskiej, głównie z powodu nazwania ich przez komunistyczną propagandę PRL u „polskimi faszystami”, kolaborantami, pogromcami Żydów, a  także z powodu wieloletniej pogoni za partyzantami, którzy, jeśli nie udało im się osiedlić poza granicami Polski, kończyli w ubeckich katowniach.

Elżbieta Cherezińska z rozmachem nakreśliła tło historyczne, ale to nie wojna jest głównym bohaterem tej historii, nie sama Brygada Świętokrzyska, ale ludzie, którzy ja tworzyli. „Ząb” Zub-Zdanowicz - cichociemny, który przeniósł się z AK do NSZ , „Jaxa” Władysław Marcinkowski – założyciel związku Jaszczurczego, „Żbik” por. Władysław Kołaciński - żołnierz, dowódca 3 kompanii.


To tylko kilka nazwisk z długiej listy bohaterów, którzy pojawiają się na stronach „Legionu”. O nich jest właśnie ta książka, o trudnej rzeczywistości, zmaganiem się z polityką i ideologią, niełatwych wyborach, życiu w lesie, walce przeciwko nieprzyjaciołom Polski i Polaków. A jest to opowieść pasjonująca.

Dla mnie jednak to piękna historia oparta na faktach historycznych, szczególnie ważna w roku 2013, który został ogłoszony Rokiem Żołnierzy Wyklętych. Książka, która przypomina co znaczą  słowa patriotyzm, odwaga i poświęcenie.„Legion” Elżbiety Cherezińskiej to książka, która budzi wiele emocji, czytelnicy albo ją wielbią, albo poddają miażdżącej krytyce. Cóż, czarna legenda Brygady Świętokrzyskiej wciąż żyje na ziemiach polskich.
Jako, że zawsze dystansowałam się od polityki, a żyjąc poza granicami Polski dystansuję się jeszcze bardziej, to mogę tylko napisać, że cieszę się, iż nie ma w tej książce właśnie za dużo polityki i ideologii, bo literacko książkę oceniam bardzo wysoko.
Elżbieta Cherezińska nazywa swoich bohaterów „bękartami wojny” zapożyczając od Tarantino nie tylko ta nazwę, ale również i trochę klimatu, a książkę faktycznie czyta się tak, jakby była gotowym scenariuszem filmowym.

Nie pamiętam już, kiedy tak bardzo emocjonalnie zaangażowałam się w jakąś pozycję beletrystyczną.
Powtórzę tylko za Elżbietą Cherezińską: „Wciąż do natręctwa, powtarzam: cieszmy się naszą historią. Poznawajmy ją z ciekawości i radością, pomniki zmieniają bohaterów w kamień, a historię czynią twardą i nieprzystępną. Opowieści mogą otwierać przeszłość i oddawać ludziom/historii życie. Bierzmy je takim, jakim było. W nas tez jest Las”.


Notka pochodzi z Myśli Czytelnika

piątek, 27 września 2013

Zasypie wszystko, zawieje... W. Odojewski

Włodzimierz Odojewski debiutował w 1951 powieścią „Wyspa ocalenia”. Otrzymał wiele wyróżnień literackich, między innymi Nagrodę Kościelskich, nagrodę Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie i londyńskich "Wiadomości" czy Szwedzkiego Komitetu Katyńskiego. Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.
Zasypie wszystko, zawieje...” (1973) to historia na tle rzezi dokonywanych na Polakach na Ukrainie, pojawia się także wstrząsająco ujęty wątek katyński. Tematy te spowodowały, że książka przez wiele lat nie była publikowana w Polsce.
Rodzinna historia, w której nie zabrakło miejsca na trudną i niespełnioną miłość, jest tłem do ukazania relacji polsko-ukraińskich, polsko-rosyjskich, wojny, przemian politycznych i społecznych. Główny bohater, Paweł, jest zakochany bez wzajemności w bratowej, przeżywa traumę, gdy jest świadkiem ekshumacji polskich oficerów w Katyniu, gdzie szukał ciała brata. Po powrocie do domu inaczej patrzy na ludzi i Katarzynę, zastanawia się kim jest, gdzie jest jego dom, choć jego rodzina mieszka w tym miejscu (Gleby) od pokoleń, ale on nie potrafi się określić.  Obsesyjnie myśli o Katarzynie i o tym, że teraz ich relacja musi się zmienić. Coraz bardziej angażuje się w ruch partyzancki, ale ciągle nie może się zdecydować i wraca do rodziny, jednak nie chroni jej skutecznie, w najważniejszych momentach nie ma go, w efekcie traci z najbliższymi kontakt. Podczas jednej z jego nieobecności w majątku chłopi zatłukli jego matkę i wrzucili ją do szamba, za co Paweł mści się na rodzinach głównych sprawców (jedną z nich spalił). Śmierć matki oraz doświadczenia z wojny partyzanckiej prowadzą do przemiany. Myśli o zemście, o konieczności walki z Niemcami, Ukraińcami i sowietami, z czasem zaczyna zapominać o Katarzynie i szukaniu jej, jakby poddaje się i pragnie walczyć, ale raczej po to, by znaleźć śmierć.
Więcej Hominem Quaero

środa, 25 września 2013

Pamiętniki - Karol Wędziagolski

Zanim zagłębię się w temat Wędziagolskiego i jego pamiętników, a także na użytek tych, którzy czytają tylko pierwszy akapit - ta książka to mój prywatny hit lata. Wiem, że te sepiowe okładki zlewają się człowiekowi w jedno, ale gdyby ta jedna kiedyś rzuciła się Wam w oczy, zachęcam, żeby się nią zainteresować.

Urodzony na Wileńszczyźnie w 1886 Karol Wędziagolski był carskim urzędnikiem i absolwentem elitarnego Korpusu Kadetów. Po wybuchu I Wojny Światowej oczywiście został powołany do wojska, gdzie mógł wykorzystać swoje talenta organizacyjne i interpersonalne i szybko stał się osobą niezastąpioną w tzw. zaopatrzeniu. Po rewolucji lutowej siłą rozpędu zaangażował się w politykę i został wybrany na komisarza politycznego 8. Armii. No i wtedy się się zaczęło...
CIĄG DALSZY.

czwartek, 19 września 2013

Ojciec, M. Jergović

Ojciec i syn, o którym otoczenie mówi, że jest kopią tego pierwszego, to ludzie niemal sobie obcy. Ich kontakty są bardzo ograniczone, chłodne i trudne. Syn uważa ojca za oportunistę, który wstąpił do partii komunistycznej by mieć spokój, jednocześnie był emocjonalnie uzależniony od swojej matki: toksycznej, silnej psychicznie i dominującej kobiety. Wnuk kpi z babki katoliczki, ponieważ jej światopogląd i działania uważa za fałszywe i sprzeczne. Deklarowała się jako katoliczka, jednocześnie była komunistką, w trakcie II wojny światowej kolaborowała z Niemcami, co miało wpływ na późniejsze funkcjonowanie całej rodziny, ze spokojem patrzyła na prześladowania prawosławnych. Po wojnie domowej w latach dziewięćdziesiątych bohater musiał udowodnić, że jest Chorwatem, jednak jedynym uznawanym dowodem było świadectwo chrztu, którego nie posiadał. Na początku walczył z bezsensownymi, jego zdaniem przepisami, ale ostatecznie uległ. Dysonans, który potwierdza, jak bardzo był podobny do ojca. 

Więcej Hominem Quaero

M. Jergović, Ojciec. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2012. 

wtorek, 17 września 2013

Elżbieta Cherezińska – Korona śniegu i krwi

Elżbieta Cherezińska
Korona śniegu i krwi
Zysk i S-ka Wydawnictwo
MP3, czyta: Roch Siemianowski

Podchodziłam do tej powieści z dużymi nadziejami. Czytałam pochlebne recenzje osób, których zdanie cenię, a i okres historyczny, który autorka opisała, bardzo lubię. Niestety mimo pozytywnego nastawienia podobało mi się niewiele bardziej niż czytana kiedyś powieść Elżbiety Cherezińskiej o wikingach.
Czas akcji to mało eksploatowany w literaturze okres rozbicia dzielnicowego, gdy potomkowie Piastów, licznie rozmnożeni, tłuką się nawzajem, zawiązując chwilowe sojusze zarówno między sobą, jak i z władcami ościennych państw, żeniąc się i krzyżując rody ku większej chwale i pomnożeniu sił. Wszyscy mają już dosyć tych przepychanek do krakowskiego stolca, ale każdy chciałby go dla siebie. Na czoło tego wyścigu wysuwają się książęta z linii śląskiej i wielkopolskiej. Raz związani sojuszem, raz wojną, nie żałują sił, by dopiąć celu. Udaje się to obiecującemu księciu starszej Polski, Przemysłowi II, choć nie na długo. Świeżo koronowany król Polski ściąga na siebie gniew możnych, dotąd przyjaźnie nastawionych, zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. Nasłani zabójcy dokonują zbrodni w Rogoźnie, pozbawiając kraj szansy na normalniejsze rządy. Jest jednak nowa nadzieja: w tle wielkich wydarzeń wyrasta na znaczącego wodza mały wzrostem Władysław, książę kujawski i sandomierski, wychowujący się przez kilka lat na krakowskim dworze Bolesława Wstydliwego, a potem wiernie wspierający politykę Przemysła jako jego zbrojne ramię; jest też wierny i przewidujący Jakub Świnka, który z prostego kanonika dochodzi do urzędu arcybiskupa, dzięki swoim wcześniejszym studiom i koneksjom mogąc pomóc w ziszczeniu marzenia poznańskiego księcia.

 

Czytaj dalej...

sobota, 31 sierpnia 2013

Mariusz Wollny – Kacper Ryx i król alchemików

Mariusz Wollny
Kacper Ryx i król alchemików
Wydawnictwo Otwarte, 2012

Śmierć króla Stefana Batorego ponownie postawiła polską szlachtę przed koniecznością wyboru władcy. Głównymi kandydatami byli Zygmunt z rodu Wazów, syn królewny polskiej, Katarzyny Jagiellonki, wnuk Zygmunta Starego, i Maksymilian z Habsburgów, arcyksiążę austriacki. Tarcia między zwolennikami obu kandydatów doprowadziły do obwołania w ciągu kilku dni królem obydwu, a to stało się powodem wojny o tak łakomy kąsek, jakim była Polska.
Kacper i Janka mogli wreszcie odetchnąć – śmierć Samuela Zborowskiego oddaliła czarne chmury, zbierające się nad ich głowami. Wzięli ślub, dochowali się syna, Kacpra juniora, jednak proza życia i szara codzienność nie ominęła i tego, zdawałoby się, wytęsknionego stadła. Drobne nieporozumienia doprowadziły ich niemal na skraj rozłąki. Dopiero oblężenie Krakowa i konieczność podjęcia walki o życie pomogła zwalczyć ten kryzys. Ryx, ponownie raniony w starciu ze swym najstarszym wrogiem, albinosem Kettlerem (który kojarzy mi się luźno z Moriartym), leczy się w zaciszu rezydencji hetmana Zamoyskiego, w towarzystwie Staszka Żółkiewskiego. W zastępstwie męża to Janka musi podjąć kroki zmierzające do uratowania rodziny, zwłaszcza że sprzysięgły się przeciw nim siły nieznane i tajemnicze.

 
Czytaj dalej...

piątek, 30 sierpnia 2013

Lavie Tidhar, Osama



Co by było, gdyby...

Lavie Tidhar, Osama
tytuł oryginału: Osama
tłumaczenie: Grzegorz Komerski
wydawnictwo: MAG
data premiery: 30 sierpnia 2013r.
data wydania oryginału: październik 2012r.
ilość stron: 304
ISBN: 978-83-7480-370-0

...nie istniał globalny terroryzm? Nie byłoby Al-Kaidy, zaś Osama bin Laden okazałby się tylko i wyłącznie bohaterem tanich – choć poczytnych – powieści sensacyjnych? Jak wówczas wyglądałaby rzeczywistość?

Taki ciekawy eksperyment myślowy i pisarski przedstawia w swojej najnowszej powieści Lavie Tidhar. Nie jest to co prawda nowatorskie podejście do tematu, bowiem już w informacjach prasowych pojawiają się porównania do dzieła Philipa K. Dicka Człowiek z Wysokiego Zamku. Sama nie czytałam tej książki, lecz będąc już po lekturze Osamy, myślę, że mogłabym kiedyś do niej zaglądnąć, tak z czystej chęci poznania pierwowzoru.
 

czwartek, 29 sierpnia 2013

Mariusz Wollny – Kacper Ryx i tyran nienawistny

Mariusz Wollny
Kacper Ryx i tyran nienawistny
Wydawnictwo Otwarte, 2010

Od wydarzeń opisanych w drugiej części cyklu upłynęło kilka lat. Na niwie politycznej zaszły duże zmiany – kolejnym królem elekcyjnym został książę Siedmiogrodu, Stefan Batory. Kacper Ryx przeżył, ale z ostatniego starcia wyszedł trwale okaleczony. Nieporozumienia z Janką nie dodały mu też chęci do życia. Jednak nowe czasy wymagały jego aktywnego udziału, co pomogło przemóc zniechęcenie i podjąć walkę. Zwłaszcza że dawnych wrogów Kacprowi nie brakowało, a i nowi doszli. Oprócz Samuela Zborowskiego, awanturnika i warchoła, nie liczącego się z prawem, zyskał nieprzyjaciela w jego siostrzeńcu Stanisławie Stadnickim, znanym z historii jako Diabeł Łańcucki. Burzliwe spotkania z tymi dwoma zabijakami bardzo urozmaicają akcję trzeciej części przygód Kacpra. Nie obyło się bez smutnych akcentów: Kacper zmuszony jest pożegnać umierającego przyjaciela, Mikołaja Sępa Szarzyńskiego, z którym tak świetnie dogadywał się w żakowskiej młodości, a także mistrza Jana Kochanowskiego, szanowanego poetę, dotkniętego osobistymi nieszczęściami, rażonego apopleksją w czasie dopominania się sprawiedliwości u króla.

Coraz bardziej lubię Ryxa. Ten na wskroś ludzki bohater ujmuje szczerością i dobrocią. Nie jest jednak jedynie poprawny, ma wady i słabości, dzięki czemu zyskuje na wiarygodności. Dodatkowym atutem są jego zdolności śledcze wykorzystywane w wymyślonym przez siebie zawodzie inwestygatora królewskiego i lecznicze jako uznanego, nowatorskiego medyka, zasłużonego w zwalczaniu epidemii, jak i zwykłych chorób, złamań czy ran. To połączenie czyni z niego alter ego Sherlocka Holmesa i Johna Watsona zarazem.


Czytaj dalej...

sobota, 24 sierpnia 2013

Józef Ignacy Kraszewski – Krzyżacy 1410

Józef Ignacy Kraszewski
Krzyżacy 1410
Wydawnictwo „Śląsk”, 1984

Czytywałam Kraszewskiego w czasach odległych, ale nie podobał mi się zbytnio, głównie przez rozwlekłe opisy przyrody, zbędne i nic nie wnoszące. Właściwie poza tymi nużącymi opisami niewiele mi w pamięci pozostało. Postanowiłam jednak dać mu jeszcze szansę, zwłaszcza że poza domem, na wakacjach, szybko skończyłam zabrane książki i nie miałam już nic ciekawszego pod ręką. Padło na Krzyżaków 1410, bo i czasy to interesujące, i zmagania z Zakonem przynoszą zwykle dużo emocji. Ciekawie też było porównać Kraszewskiego z Sienkiewiczem, którego Krzyżacy tkwią we mnie mocno od lat dziecięctwa.
Powieść rozpoczyna się krótko przed bitwą pod Grunwaldem, gdy wojna jest już właściwie rozpoczęta, wojska przemieszczają się ku sobie, a rozdrażnienie i czujność służb po obu stronach osiąga poziom niemal histeryczny. Przez ziemie należące do Krzyżaków wędruje samotnie z pielgrzymką ksiądz Jan, planując dotrzeć do Malborka i pomodlić się przed świętym obrazem, a przy okazji odszukać siostrę swoją przyrodnią Barbarę, która dawno temu na północy gdzieś osiadła. Zakonna czujność widzi w nim jednak szpiega i na męki wziąć każe, co źle by się skończyło, gdyby nie imię rzeczonej siostry, mającej u Krzyżaków znaczne poważanie. Wyrusza tedy Jan wraz z odnalezioną Barbarą i jej córką Ofką do Polski, by nawałnicę przeczekać i nie wie, że jego kobiety przeszpiegi dla Zakonu czynią i wieści braciom krzyżowym posyłają.


Czytaj dalej...

wtorek, 6 sierpnia 2013

Młody żołnierz spod Monte Cassino. "Requiem dla młodego żołnierza. Monte Cassino" R. Bonneau


Tytuł: Requiem dla młodego żołnierza. Monte Cassino
Autor: Renee Bonneau
Stron: 120

Requiem... można porównać, pod pewnymi względami, do Na zachodzie bez zmian. Dlaczego? Co może mieć wspólnego historia I wojny światowej z II? Przecież to kompletnie co innego... Tak mawiają. Jedna była wojną pozycyjną, a druga miała być wojną totalną. Miała być... Ale czy w 1944 roku bycie żołnierzem Wermachtu, walczącym w imię swojego ówcześnie upokorzonego kraju, było wciąż zaszczytem? Czy to, co robili ich rodacy nie odbiło się rykoszetem na nich? Czy trzeba było mordować ludność cywilną, niszczyć zabytki, świętości i siebie nawzajem? W imię czego? Przełamania Linii Gustawa? Ojczyzny? W imię III Rzeszy? Führera? Czy sterczenie na wzgórzu i wyczekiwanie na kolejny ruch wroga było rzeczywiście tym, czym miało być w założeniu? 


Czytelniku, jeśli trafisz w czasie wakacyjnych podróży w pobliże Monte Cassino, zatrzymaj się na drodze prowadzącej do klasztoru. Wyjdź z samochodu i pochyl głowę w hołdzie tym, którzy zginęli na tej świętej górze. Jeśli wytężysz słuch, może usłyszysz jeszcze świst pocisków i jęki rannych.Sven Hassel, Monte Cassino

Renee Bonneau, jak sam napisał, stworzył postać symboliczną, żołnierza, który walczył po stronie III Rzeszy. Nie miało to jednak znaczenia, bo czy dziewiętnastoletni chłopiec mógł sam wybrać, co jest dobre, a co złe? Czy mógł sprzeciwić się mobilizacji? Przecież walka za honor, upokorzonej przez traktat wersalski, ojczyzny brzmiała jak wyróżnienie, zaszczyt... Zresztą czy pod Monte Cassino walczono z nazizmem? Walczono o dobre imię Niemców? I czy to w ogóle miało sens? Takie pytania stawia autor i pozostawia z nimi czytelnika.

Ciąg dalszy --->> TUTAJ 


niedziela, 4 sierpnia 2013

O ludziach ,,próbujących schwytać Słońce"

W 1941 roku Japonia zaatakowała Stany Zjednoczone bombardując bazę Pearl Harbor na Hawajach. Oczywistym było, że oznacza to dołączenie Stanów do II wojny światowej oraz rozpoczęcie najbardziej intensywnych w historii walk na Pacyfiku. Japonia cesarza Hirohito okazała się trudnym przeciwnikiem, tysiące młodych amerykańskich chłopców straciło życie podczas działań wojennych, a końca wojny nie było widać. Wtedy, w 1942 roku rząd Stanów Zjednoczonych postanowił rozpocząć prace nad Projektem, który miał zapoczątkować nową erę dziejach współczesnych militariów. Postanowiono wykorzystać zjawisko rozszczepienia jądra atomu odkryte przez Otto Hahna do stworzenia najbardziej przerażającej brani, jaka kiedykolwiek widział świat.

Tak powstało Oak Ridge. Miasto zbudowane niemalże od zera, które zasiedlili przyszli pracownicy Zakładu Technicznego Clinton (CEW). Eksperyment naukowy stał się niemalże równie ważny co socjologiczny aspekt całego przedsięwzięcia. Ludzie z zupełnie rożnych części kraju, różnych warstw społecznych oraz, co ważne, o odmiennych kolorach skóry niejako zostali zmuszeni do tego by od podstaw zbudować oparte na tajemnicach i niedomówieniach społeczeństwo. Oba te doświadczenia stały się kanwą książki Kiernan.

,,Dziewczyny atomowe" to kolejna książka z serii ,,o tym nie dowiecie się na lekcjach historii". I to udana książka. Autorka pracowała nad nią ponad siedem lat i efekty tej pracy są naprawdę wspaniałe. Być może słyszeliście kiedyś o Oak Ridge, ale czy wiecie, w jaki sposób werbowano do nich pracowników. Jane Greer to matematyczka z dyplomem w walizce, Toni to córka skromnego farmera, Helen przed tym jak została operatorką kalutronu pracowała w kawiarni połączonej z apteką. Wojna zmieniła życie wszystkich, nawet tych, którzy z bezpośrednią walką nigdy nie mieli nic do czynienia, a Kiernan doskonale udało się to uchwycić. Wydawałoby się, skomplikowane procesy chemiczne zostały w książce przedstawione jako banalne zagadnienia. Dzięki nim nawet chemiczny laik jako tako orientuje się w zasadzie działania bomby atomowej. Całość czyta się niczym dobrą powieść, a samą lekturę dodatkowo uprzyjemnia piękna okładka.

Od momentu, gdy tylko usłyszałam o tej książce, zastanawiałam się, po której stronie stanie Kiernan. Zwolenników, czy przeciwników bomby atomowej. Zazwyczaj, pomimo najszczerszych chęci pisarzowi non-fiction nie udaje się być bezstronnym. Cóż, Kiernan jest wyjątkiem.  Autorka nie zawahała się wspomnieć o zniszczeniach i tragedii ludzkiej spowodowanej przez Little Boy'a i Fat Mana. W podobny sposób uchwyciła nastroje mieszkańców Oak Ridge, którzy, gdy już dowiedzieli się nad czym pracowali przez całe trzy lata. Z jednej strony radość z zakończenia wojny i rychłego powrotu z frontu członków rodziny  mieszała się z grozą i poczuciem winy związanym z moralną odpowiedzialnością za tragedię mieszkańców Hiroszimy i Nagasaki.

,,Dziewczyny atomowe" powinny trafić w gusta odbiorców o zróżnicowanych wymaganiach dotyczących lektury. Czytelnicy zainteresowani fizyką, socjologią, a nawet feminizmem(!) powinni znaleźć w tej pozycji coś dla siebie. Książka Kiernan niedługo po publikacji stała się w Stanach bestsellerem, u nas również znajduje się wysoko w słupkach sprzedaży. Jeśli zdecydujecie się przeczytać tę pozycję, z pewnością zrozumiecie fenomen ,,Dziewczyn..." Polecam.

Franca
http://strofki.blogspot.com/