poniedziałek, 7 kwietnia 2014

7 kwietnia / Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa w Rwandzie


/Day of Remembrance of the Victims of the Rwanda Genocide/

 

Mija dokładnie 20 lat od ludobójstwa w Rwandzie. Miałam 13 lat, ale wtedy nikt o tym nie słyszał... Dowiedziałam się dopiero na studiach, przy okazji rozmowy z mamą. Wspomniała coś na swoim kuzynie, który jest misjonarzem i całe lata spędził w Rwandzie. Zaciekawiłam się jego osoba, postanowiłam czegoś poszukać i wtedy natrafiłam na przerażające informacje i zdjęcia z 1994 roku. Byłam zdruzgotana, bo przecież "świat" obiecał, że po Holokauście już nigdy więcej nie dopuści do eksterminacji żadnego narodu. A tu proszę, w cywilizowanym świecie, w wieku postępu i zasad moralnych, na oczach ludzi giną niewinni. I świat się przyglądał, znów nie wierząc w to, co donosili naoczni świadkowie, świat się odwrócił, świat nic nie zrobił.... Rwanda pozostaje w moim sercu podobnie, jak wiele innych spraw... Nic wtedy nie zrobiłam...

 

Może wiecie, co się wtedy stało, a może nadal macie zamknięte oczy i uszy, może jesteście zbyt mali, by wiedzieć... Jest wiele książek i filmów poświęconych tym wydarzeniom... 


Rwanda. 6 kwietnia 1994 roku w zamachu ginie prezydent Rwandy, co staje się znakiem i sygnałem dla ludzi z plemienia Hutu do zaatakowania Tutsi. W ciągu 100 dni ginie od ścięcia maczetami ok. miliona osób. Samego tylko 10 kwietnia w kościele w Nyamacie (ok 35 km od stolicy Kigali) Hutu zabijają 10 000 ludzi. Oprawcami byli sąsiedzi, dawni koledzy z pracy, koleżanki, a nawet rodzina, gdy małżeństwa były mieszane. Dlaczego? Nikt do dziś nie potrafi podać jednoznacznego wytłumaczenia, a teorie się często wzajemnie wykluczają. Sto dni... milion osób...

 

Wzięłam wczoraj do ręki książkę Jeana Hatzfelda "Nagość życia. Opowieści z bagien Rwandy".



To tylko jedna z kilku jego książek poświęconych ludobójstwu w Rwandzie. Autor wraca do Kigali w 1997 roku, aby porozmawiać z tymi, którzy przeżyli. Tyle się bowiem  mówiło o zabitych, w mediach podawano przerażające cyfry, a o ocalonych prawie nikt nie pamiętał. Książka jest zatem rozmową, próbą zmierzenia się z piekłem, jakie Hutu zgotowali Tutsi, ludzie - ludziom. Ocaleni, których historię autor opisał, pochodzą z okolic Kigali, z miejscowości Nyamata, gdzie był wspomniany przeze mnie już wcześniej kościół. To trzynaście przerażających wyznań tych, którzy potrafili i chcieli mówić, ponieważ większość ocalałych nie już ufa obcym i nie wspomina przy nich tamtych dni i nocy. Rozmawiają tylko wieczorami ze sobą, bo wtedy łatwiej im zasnąć, choć i tak budzą ich zmarli z bagien. 


przeczytasz więcej tutaj




Anna M.


3 komentarze:

  1. Ja miałam jakiś czas temu okazję przeczytać powieść "Krzykacz z Rwandy" - wtedy właśnie się dowiedziałam o tych wydarzeniach. Przerażające.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kto nie przeczytal w tej sprawie Tochmana, nie ma pojecia o polskim obliczu w Rwandzie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochman to faktycznie specjalista, ujawnia wiele polskich śladów i bolesnych kart historii. Polecam

      Usuń