czwartek, 18 kwietnia 2013

Morfina - Szczepan Twardoch

Wydawnictwo Literackie, Okładka miękka, 580s., Moja ocena 5.5/6
Szczepanowi Twardochowi udało się mnie zachwycić, chociaż zabierałam się do tej książki z dużą dozą nieufności. 
Autor stworzył antybohatera, którego niezmiernie polubiłam, któremu kibicowałam przez całą lekturę.
Akcja rozpoczyna się na samy początku II wojny światowej, a ów antybohater to Konstanty Willemann, syn Niemca i spolszczonej Ślązaczki. Mimo posiadania wysokiego stopnia oficerskiego, Konstanty ma w nosie wojnę ojczyznę (obojętnie którą by wziąć pod uwagę, i tak ma ją w nosie) i robi wszystko, ale to dosłownie wszystko, żeby uniknąć powołania do wojska i przetrwać we względnym spokoju okupację. Ale to ma być jego, Kostkowy spokój. Spokój ten ma polegać na tym, żeby nikt mu przysłowiowych 4 liter nie zawracał, do walki za ojczyznę nie zmuszał i niewierności nie wymawiał. Bo Kostek ma kochani żonę i dziecko. Jednak czas zamiast z rodziną woli spędzać z paniami lekkich obyczajów, upijając się i narkotyzując i pilnując żeby go do wojska nikt nie wcielił. Taaak, trzeba mieć jakieś priorytety w życiu.
Konstanty ma więc plan wojenny, przetrwać w spokoju. Jednak plany planami, a życie czasami lubi płatać figle. Pewnego dnia Kostek poznaje przywódcę jednej z organizacji podziemnych i zaczyna się...ale co, to już tego nie zdradzę.
Nie mam pojęcia, dlaczego Morfina, aż tak mi się spodobała i polubiłam głównego bohatera. Obiektywnie muszę przyznać, że to mężczyzna z wyjątkowo paskudnym charakterem, uosabia wszystko to, czego we własnym mężu nigdy nie chciałoby się znaleźć. Jednak mimo mnóstwa niezaprzeczalnych wad, Kostek da się lubić.
Plusem jest narracja w pierwszej osobie, która jest doskonałym zabiegiem, sprawia, że mamy odczucie uczestniczenia w pokręconym życiu Willemanna. Dodatkowo niezwykle szybkie zwroty akcji sprawiające, że od lektury trudno się oderwać. Nie należy jednak w Morfinie szukać wielkich scen batalistycznych, konspiracyjnych akcji, poświęceń dla ojczyzny. Nic z tych rzeczy, Morfina to nie Czas honoru. Ale może dzięki temu jest to książka niezwykle prawdziwa. Ilekroć czytam o walecznych partyzantach, siłach zbrojnych etc w czasie II wojny światowej, wszyscy są dzielni, gotowi zginąć za ojczyznę. Zawsze miałam wątpliwości, czy faktycznie każdy w tym okresie był gotów ginąć za Polskę. Jakoś nie chciało mi się w to wierzyć. Nie neguję i nie umniejszam bohaterstwa walczących o nasz kraj, ale nie wierzę, że wszyscy tacy byli. Na pewno była grupa osób, które nie ważne jak, ale chciały przeżyć i Szczepan Twardoch pokazuje takich ludzi.
Udało mu się przy tym narysować sylwetki pełnokrwistych ludzi z ich wszystkimi wadami i zaletami (tych ostatnich jest zdecydowanie mniej). Mimo wszystko warto ich poznać.
Jednak co najważniejsze, Morfina, to 580s. doskonałej polskiej literatury. Zachęcam do lektury w trakcie której będziecie śmiać się, pomstować, otwierać oczy z niedowierzania, a i brzydkie słowo czasami wam się wymknie (no bo jak tu nie używać niecenzuralnego słownictwa w stosunku do Kostka, nie da się). 
Miłej lektury i pobytu w oportunistycznym świecie Konstantego Willemanna:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz