poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rafał Dębski – Kiedy Bóg zasypia

Rafał Dębski
Kiedy Bóg zasypia
Fabryka Słów, 2007

Nie wystarczy odgórnie wprowadzić nową wiarę, pobudować kościoły i klasztory, sprowadzić księży, nakazać odpowiednie obrządki – nawet po wielu latach żyje gdzieś na uboczu, w lasach rozległych, na uroczyskach, dawny zabobon. Bo cóż z tego, że wiarę w Swarożyca i inne bóstwa zastąpi się wiarą w Chrystusa, a strzygi i tym podobne paskudztwa zamieni na wyobrażenie diabła. Dopóki żyją ludzie podtrzymujący stare kulty, dopóty będzie trwała walka z nowym, obcym, niemieckim bogiem. Dla jednych będzie to walka o wiarę, dla innych tylko polityka, wybór mniejszego zła, dostosowanie się do nowych czasów, pójście z prądem przemian.
Odkąd książę Mieszko wpuścił kapłanów obcego boga do kraju Polan, stare kulty zeszły na pobocze historii, w lasy głębokie, razem z rusałkami, dziwożonami, leszymi i wilkołakami przytaiły się, czekając sposobnej chwili, by odebrać swoje, przepędzić obcych i powrócić lud do wiary przodków. Doskonałą do tego okazją wydaje się śmierć trzeciego chrześcijańskiego władcy i rozdźwięk między możnowładcami dotyczący osoby sukcesora po Mieszku Lambercie. Idealnym kandydatem dla żerców i wyznawców starego wydaje się być ulubiony syn księcia z rodu Piastów, Bolesław, nazwany potem Zapomnianym, niecieszący się poparciem możnych, obawiających się o wpływy przy silnym księciu, niemający większych szans na przejęcie władzy. Za to nadający się do przewodzenia wszelkim szkaradzieństwom, wyłażącym w nocy, posilającym się krwią świeżo ubitych ofiar, stworom ciemności, słuchającym tylko swego Pasterza Upiorów. Jednak zapoczątkować powstanie łatwiej niż je zakończyć i kraj do porządku doprowadzić, zwłaszcza że czeski Brzetysław wykorzystał okazję i najechał Polskę, łupiąc, paląc i zabijając, a nawet relikwie najświętsze uwożąc.


Czytaj dalej...

niedziela, 22 grudnia 2013

Łąka umarłych - Marcin Pilis

Każdy Polak słyszał, co stało się w miejscowości Jedwabne w roku 1941 roku czy Gniewczynie w 1942. Na kanwie tych wydarzeń Marcin Pilis zbudował powieść wstrząsającą, bolesną, dotykającą polskiego wstydu. Wielkie Lipy to fikcyjna miejscowość w której osadzona jest akcja, a która jest tłem do tego, aby pokazać, jakie były stosunki polsko-żydowskie podczas wojny i oraz po jej zakończeniu. Nazwa nie jest zresztą istotna, bo wydarzenia mogły mieć miejsce gdziekolwiek w małej, nieco izolowanej miejscowości. Pytanie, czy konstruowanie fikcyjnej fabuły na bazie tak bolesnych wydarzeń jest konieczne, potrzebne i  moralne? Każdy musi sobie sam odpowiedzieć na to pytanie. Sama jestem zazwyczaj na nie, ale w tej sytuacji mam bardzo mieszane uczucia, pewnie dlatego, że sama powieść okazała się bardzo dobra. Z gatunku tych, które gryzą i nie pozwalają zasnąć w nocy, bo przywołują obrazy z książki i pytania o naturę zła.

„Łąka umarłych” nie jest powieścią jednowymiarową. Akcja dzieje się w czasie II wojny światowej, w czasach PRL-u lat siedemdziesiątych i w latach dziewięćdziesiątych. Mamy mieszankę Polaków, Niemców i Żydów, a wszystkie postaci są ściśle ze sobą powiązane. Konstrukcja fabuły jest wyśmienita, a narracja równie dobra.

Wielkie Lipy to wieś położona wśród lasów, która byłaby zapomniana przez świat, gdyby nie istniejący tam klasztor i zabłąkani pielgrzymi. Tam od wielu lat żyli w symbiozie Polacy i Żydzi, nie przeszkadzając sobie zupełnie. Do czasu okupacji. W Wielkich Lipach znalazł swoje miejsce Jerzy Hołotyński, astronom i naukowiec, który miał tam swoje obserwatorium astronomiczne i prowadził badania. Spędził tam kilkadziesiąt lat, sporadycznie odwiedzając żonę i syna, a co ważniejsze- nigdy ich nie zapraszając do swojej samotni. Dwa lata po śmierci Jerzego, już w latach siedemdziesiątych, jego syn Andrzej przypomina sobie o domu i obserwatorium, które odziedziczył, a także o obietnicy, którą złożył ojcu na łożu śmierci. Wyrusza więc do Wielkich Lip odkrywając, że wieś jest tak odizolowana, że nie można dojechać tam żadnym autobusem, a ostatni odcinek drogi trzeba przebyć pieszo przez las. Już w drodze do wsi zostaje napadnięty, a na miejscu w Wielkich Lipach przekonuje się, że nie jest tam chętnie widziany ani przez przeora klasztoru, który udziela mu pomocy na czas rekonwalescencji, ani przez mieszkańców. Stara się rozwikłać tajemnicę tej mrocznej miejscowości, co prowadzi do szeregu tragicznych zdarzeń dla wielu ludzi z nią związanych, również dla samego Andrzeja. Bowiem nie tak łatwo wydostać się z wsi, do której dostępu broni samo SB „chroniące” resztę społeczeństwa przed wiedzą o tym, co wydarzyło się w Wielkich Lipach w czasie II wojny światowej. 
“Niby wiedziałże Polacy to nie nadludzie śpiewający wyłącznie o chwale, czci, honorze i mesjańskim powołaniu. Są i złoczyńcy bez hamulców. Są. Wszędzie przecież są. Ale co zrobić, kiedy tymi złoczyńcami bez hamulców okazują się zwykli ludzie, i z niepozornego zbiorowiska przeistaczają się w krwiożerczy tłum, a potem wracają do swoich codziennych zajęć”.
Chcielibyśmy wierzyć, że Polacy byli wyłącznie waleczni i braterscy, pomijamy często fakt, że sporadycznie zdarzały się wypadki, kiedy to Polacy okazywali się bardziej okrutni od okupanta, zwracając się ku swoim sąsiadom, aby zdobyć aprobatę najeźdźcy, a moze po prostu dlatego, że żyła w nich pierwotna żądza krwi i mordu.
W latach dziewięćdziesiątych ktoś jeszcze udaje się  do tej zapomnianego przez wszystkich miejsca. To stary, chorowany Niemiec – Karl Strauch, który był w centrum tragicznych wydarzeń w Wielkich Lipach...

„Łąka umarłych” to powieść zawieszona gdzieś pomiędzy dobrem i złem, chociaż w wielu momentach wydaje się, że w Wielkich Lipach żyje wyłącznie zło. Zło tak potężne, że chce się zamknąć oczy i zapomnieć o scenach z tej książki jak najszyciej. Tak się jednak nie da. Książka wwierca się w myśli i boli okrutnie, przeraża i wymusza pytania, kim byłabym w podobnej sytuacji. Czy katem, czy altruistką? Do jakich czynów bylabym zdolna lub niezdolna?

Jako przeciwwagę mamy wątek miłosny, który staje się niejako ratunkiem i dla nas, wstrząśniętych czytelników, a przede wszystkim dla samych bohaterów.

Jedna z najlepszych książek polskiego autora, jaką udało mi się ostatnio przeczytać.


środa, 18 grudnia 2013

Trismus - Stanisław Grochowiak

 „Trismus” Stanisława Grochowiaka z pewnością szokowała w czasie, kiedy została po raz pierwszy wydana, czyli w 1962 roku. Pięćdziesiąt lat później nie ma już, przynajmniej dla mnie, takiego mocnego przekazu, być może dlatego, że teraz wiemy już więcej i od dawna. „Trismus” jednak ciągle uderza, rani i budzi niedowierzenie, dobitnie pokazując, jak silna była hitlerowska ideologia i co potrafiła zrobić z mózgiem, inteligentnego przecież, człowieka.

Wiele jest symboli ukrytych w książce, od samego tytułu począwszy (trismus znaczy szczękościsk), po nazwę miejscowości (Glückauf). Sama zaś „Trismus” traktuje o architekcie, koneserze sztuki i piękna, a jednocześnie oficera SS, który z czasem zostaje komendantem obozu pracy. Stanisław Grochowiak wnikliwie analizuje psychikę człowieka, który żył nazistowską ideologią, uznając ją za jedyną słuszną i prawdziwą, który poddaje się bez szemrania nakazom Lebensbornu, znajdując sobie żonę według niego idealną, nie tylko o odpowiednim aryjskim wyglądzie, ale także o odpowiednich przekonaniach. Nie jest więc bezmyślnym sadystą, jest człowiekiem, który stara się wykonywać swe obowiązki z niemiecką pedanterią, wierząc jednocześnie w swoje racje. Parafrazując słowa Mussoliniego, dla głównego bohatera faszyzm był religią.
Ów esesman pisze Tagebuch, który zawiera również listy, urzędowe dokumenty, zapiski zwykłych dni, ale także opowiada o poszczególnych więźniach obozu i życiu obozowym w ogóle. Po zawarciu małżeństwa z Nelly Dodder, ona także dołącza w nim swoje zapiski, odkrywając drugą twarz fanatyka i szczegóły z małżeńskiej alkowy i życia rodzinnego. Forma książki wprowadza złudzenie, że czytamy nie fikcję literacką, a dokument, a autorem książki jest nie Polak, a Niemiec.


W postaci Nelly jest wiele z Ruth z „Niemców” Leona Kruczkowskiego, a finałowa scena bardzo przypomina tą, z napisanej wiele lat później, chociaż kompletnie nie rozumiem dlaczego sławniejszej książki, „Chłopiec w pasiastej piżamie”  Johna Boyne’a. Pewnie też to zadecydowało, że tą dobrą książkę nie uznałam za wybitną. Warto jednak przeczytać, bowiem “Trismus”, jeśli obedrzeć go z niemieckiej rzeczywistości czasów II wojny światowej i przenieść do każdego innego, ogarniętego wojną, kraju – ma wymowę uniwersalną.

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Remigiusz Mróz ,,Parabellum"

Ten cholerny chłopak z pewnością zna wagę takich wartości jak ,,honor" i ,,odwaga", ale rodzice powinni dać mu na imię ,,bezmyślność", a na nazwisko ,,próżność". Osobliwy człowiek.

Parabellum to zbitka dwóch łacińskich słów będących częścią klasycznej łacińskiej sentencji: ,,Si vis pacem, para bellum" dosłownie ,,Jeśli chcesz pokoju, szykuj się do wojny". Chichotem historii jest fakt, że jest to również nazwa ośmiostrzałowego pistoletu samopowtarzalnego kalibru 9 mm produkcji niemieckiej. Być może ten zbieg okoliczności zainspirował Remigiusza Mroza do nazwania tak swojej drugiej, tym razem już stricte wojennej powieści zatytułowanej właśnie Parabellum. Prędkość ucieczki, z którą miałam przyjemność się zapoznać.

Latem 1939 roku wszyscy czuli w powietrzu zbliżającą się wojnę z Niemcami. Nie wiadomo było, kiedy i gdzie dokładnie wróg uderzy, ale zdawano sobie sprawę z nieuchronności wybuchu nowego konfliktu. Jednak nikt nie miał zamiaru martwić się na zapas. Ludzie chodzili do pracy, szkoły, odwiedzali kawiarnie, wdawali się w bójki... Stanisław Zaniewski wraz ze swoją narzeczoną, Marią Herensztad planowali ślub. Niestety, żydowskie pochodzenie narzeczonej świeżo upieczonego lekarza mogło stanąć młodym na ich drodze do szczęścia. Brat Staszka, Bronisław w tym czasie stacjonował ze swoim plutonem przy granicy polsko-rumuńskiej dając upust swojej bucie i wybuchowemu charakterowi. 1 września rozpoczęła się bezpardonowa walka o życie swoje i swoich najbliższych bowiem los przygotował bohaterom różne drogi prowadzące ku przetrwaniu najcięższych lat ich życia.

Niestandardowo zacznę tym razem od minusów, które w tym wypadku są winą wydawnictwa. Pomimo ciekawej, nieprzeładowanej szczegółami okładki raczej nie zdecydowałabym się na kupno tej książki ponieważ zniechęciłby mnie dość sztampowy opis fabuły zamieszczony na okładce. Fabuła tej książki jest fantastyczna, wierzcie mi. Niestety, z wspomnianego opisu wynika, że w tej książce nie dzieje się nic, co nie wydarzyło na stronach innych książek poświęconych II wojnie światowej. Oczywiście jest to kompletna bzdura, co postaram się zaraz udowodnić.

Moim zdaniem najmocniejszym punktem tej powieści są fenomenalnie wykreowani bohaterowie (nie są to słowa na wyrost). Każda postać, nawet ta pojawiająca się tylko po to, by zostać natychmiast zastrzeloną, ma dokładnie zarysowany charakter, operuje innym niż pozostali bohaterowie językiem.
Szczególnie interesujący jest kontrast pomiędzy dwoma opisanymi w książce kapitanami: polskim, Obeltem i niemieckim, Leitnerem. Wydawałoby się, że ,,tym dobrym" będzie Polak, a tu niespodzianka, żaden z nich nie zasługuje na miano czarnego charakteru powieści. Obelt to typ żołnierza polowego, odpowiedzialnego za swoich podwładnych, ale i nie szczędzącego im dosadnych uwag kiedy wymaga tego sytuacja. Leitner to wzór niemieckiego porządku i zdyscyplinowania. Nieustępliwy strzelec wyborowy, który nawet swoich wrogów każe traktować z szacunkiem. Na szczęście, autor nie uległ pokusie by przedstawić tę postać jako niewinną ofiarę systemu zmuszoną by iść na wojnie, której w duchu się sprzeciwia. To ostatnio bardzo modny typ bohatera książek z motywem wojennym. Leitner jest żołnierzem z krwi i kości, dla którego Adolf Hitler jest bohaterem narodowym i osobistym. Dlaczego więc wzbudza w nas sympatię? Być może dlatego, że pomimo wybuchu wojny po prostu pozostał człowiekiem.

Kolejną zaletą tej książki są nieprzewidziane zwroty akcji. Co najmniej kilka razy w ciągu całej lektury czytelnik jest zaskakiwany niespodziewanym pojawieniem się nowych bohaterów, zasadzką czy ostrzałem wrogiego plutonu. Wątki sensacyjne są naprawdę mocną stroną tej powieści.  Jeśli przepadacie za świetnie skonstruowanymi wątkami sensacyjnymi to z pewnością nie zawiedziecie się na tej książce.

Na koniec chciałabym zaznaczyć, że Parabellum. Prędkość ucieczki to pierwsza część cyklu opowiadającego o losach młodych ludzi, których beztroskę młodości przerwała wojna. Zaręczam, że jeśli sięgniecie po tę część, skusicie się na wszystkie następne. Zakończenie jest niesamowite. Trudno mi wskazać grupę, której nie spodobałaby się ta książka. Oczywiście pełno w niej motywów wojennych, ale znajdziemy też dwa wątki romansowe, typa spod ciemnej gwiazdy, poczciwego ziemianina, sporo dobrze zakamuflowanych przemyśleń dotyczących wojny, efektowne sceny bitewne. Polecam wielbicielom literatury wszelakiej.

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania tej książki dziękuję Autorowi i Awioli.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

sobota, 14 grudnia 2013

"Igły. Polskie agentki, które zmieniły historię" Marek Łuszczyna

Tytuł oryginału: Igły
Data wydania: 2013
Wydawnictwo: PWN
ISBN: 978-83-7705-373-7
Liczba stron: 288

Gdy myślę o II Wojnie Światowej przed oczami pojawiają się obrazy biedy, nędzy, upodlenia i beznadziejnej walki. Tysiące cierpiących ludzi, szarość, czerń i tyrania. Rzadko kiedy zwracam swoje spojrzenie w stronę tych, którzy o wolność walczyli na froncie niedomówień, zagadek i cichego wyciągania informacji, decydujących o być albo nie być ówczesnego świata. Jest to oczywiście wielki błąd. Po pierwsze bez tych ludzi nie doszłoby do wielu wygranych walk, po drugie należy im się pamieć, po trzecie życie takich person jest szalenie intrygujące. W szczególności, gdy czytam o tajnych agentkach. Kobietach, które przygody fikcyjnego Bonda, przeżyły na własnej skórze.
Czy zwykła kura domowa może ukrywać oblicze odważnego szpiega? Szlachcianka z dobrego domu jest na tyle odporna, aby stawić czoło hitlerowskiemu oprawcy? Czy inteligencja i hart ducha dorównają odwadze i sprytowi? Jak wielką moc ma przypadek?

Swojego czasu było mi dane zachłysnąć się historią jednej z polskich tajnych agentek. Krystyna Skarbek ukazana w powieści „Miłośnica” Marii Nurowskiej spędzała mi sen z powiek przez wiele nocy. Również w „Igłach” mogłam podziwiać jej charyzmatyczną postać. Jednakże tym razem czytanie było o tyle bardziej frapujące i ekscytujące, że oprócz ulubienicy Churchilla, pojawiło się może innych nazwisk godnych niejednego filmu sensacyjnego.

środa, 11 grudnia 2013

"Cienie i ślady" Bogdan Białek

Tytuł oryginału: Cienie i ślady
Data wydania: 2013
Wydawnictwo: Charaktery
ISBN: 978-83-934376-7-2
Liczba stron: 243


Szczęśliwie na świecie istnieją książki, które ostro dają do myślenia. Autorzy się z nami nie pieszczą, wyciskając maksimum emocji i zainteresowania, w gratisie fundując podkrążone oczy i przez jakiś czas brak skupienia na rzeczach powszednich. Na ogół doświadczamy takiego zjawiska podczas zgłębiania powieści mistrza grozy, fantastyki, romansu czy co tam jeszcze czytujemy. Kto by pomyślał, że podobne doświadczenia czekają na czytelnika podczas zapoznawania się ze zbiorem artykułów?
„Cienie i ślady” to jedna z książek przygotowana z okazji czterdziestolecia dziennikarskiej pracy Bogdana Białka. Pierwszą z nich są „Prowincje”, w których poruszamy się po delikatnej historii pierwszych kroków Polski, na drodze ku demokracji. Jest tam miejsce na śmiech i niedowierzanie, wydarzenia niemal abstrakcyjnie absurdalne, praktycznie nie można  uwierzyć w to, że ludzie się na podobne sprawy godzili. W „Cieniach i śladach” rzecz ma się zgoła inaczej, gdyż uderza w nasze sumienie.
Cofamy się w czasie do II Wojny Światowej, a właściwie do lat ją kończących. Jest rok 1946. Zaraz po Niemcach do Polski przybywają Rosjanie. Z deszczu pod rynnę można by rzec. W kraju nędza i terror, obsesyjne poszukiwanie winnego obecnego stanu. Kto więc doprowadził do tak wielkiej ruiny? Ówcześni mają prostą odpowiedź: Żydzi.
Kielce. 4 lipca. Ktoś rzucił plotkę, że porwano ośmioletniego chłopca. Sprawcami ponoć są Żydzi, którzy uprowadzili go, aby przygotować macę. Pospolite ruszenie: mieszkańcy miasta, milicja, każdy biegnie po „sprawiedliwość”. Krwawa rzeź przy kamienicy na ulicy Planty 7. Około czterdzieści brutalnie zamordowanych, niewinnych osób. Jak się później okazuje, rzekomo uprowadzony chłopiec znajdował się w pobliskiej wsi. Przez cały okres trwania komuny sprawa przemilczana, zatarta w pamięci kielczan. Bo kto by chciał wspominać tak haniebną plamę w historii?
Bogdan Białek, który wydarzenie to przywrócił do życia, aby budować dialog. To własnie przez pogrom Kielecki ocaleli po II Wojnie Światowej Żydzi zrezygnowali z mieszkania na polskich ziemiach. Ta krwawa rzeź skutecznie ostudziła ich zapał i chęć odbudowy swojego życia, w miejscu które od wieków uważali za dom. Czy to tylko i wyłącznie wina ówczesnej władzy? Propagandy i nagonki? Czy Holocaust nie powinien skutecznie wyleczyć z antysemityzmu?

wtorek, 10 grudnia 2013

Hans- Joachim Lang- Kobiety z bloku 10

Hans- Joachim Lang- Kobiety z bloku 10
Eksperymenty medyczne w Auschwitz
Przełożyła Eliza Borg
Wydawnictwo Świat książki
Warszawa 2013
Format  145 x 205 mm
303 strony
 
Wyobraź sobie najbardziej przerażającą książkę, jaką czytałeś. Taką, która zmroziła Ci krew w żyłach i sprawiła, że nie mogłeś potem spać. A teraz przełóż tą historię na półkę "bajeczki dla dzieci", bo to prawdopodobnie nic w porównaniu z tym, co przydarzyło się kobietom z bloku 10. i tym, co opisuje H.J. Lang w swojej książce.