czwartek, 31 października 2013

"Między wariatami" Marcin Meller


Część pierwsza...
Świat bez fikcji, czyli o tym, co widać, gdy zdejmiemy różowe okulary...


Świat jest inny niż nam się wydaje... Mam dom, mam pracę, pieniądze (no dobra, ich akurat najczęściej nie mam), mam rodzinę, przyjaciół, książki. Żyję w kraju, gdzie od dawna panuje pokój. Nie wiem, co to głód, nędza i ból. Nie boję się o swoje życie, nie muszę uciekać przed nikim. Ale świat nie kończy się na moim małym podwórku, on się zaczyna zaraz za nim. 




Z przerażeniem czytam książkę Marcina Mellera. Coś tam wiem o świecie, zawsze interesowałam się rożnymi akcjami organizacji humanitarnych, wspieram dzieci na misjach, wielu spośród moich znajomych jest aktywnie zaangażowanych w niesienie pomocy w najdalszych zakątkach świata. Historia i tragedia innych nie były mi nigdy obojętne. Sama jakiś czas miałam kontakt z ocalałymi z holokaustu, a w Muzeum Auschwitz bywałam średnio dwa razy w miesiącu. Słuchałam ich opowieści, pracowałam na rzecz dialogu. Myślałam, że już nic nie jest w stanie mnie zaszokować. Myliłam się...


Wojna, dla nas Polaków, to bolesny rozdział historii, ale niestety dla wielu to dziś już tylko historia. Uczymy się o tym w szkole, albo i nie, bo godzin coraz mniej... Wojna to mgliste wspomnienie dziadków, opowieści o głodzie snute przy zastawionym stole. Ale są kraje, gdzie toczy się dziś wojna, gdzie giną ludzie, gdzie dzieci zabijają dzieci, gdzie nikt już nie wie, dlaczego... i nikt już nie ufa nawet najbliższej rodzinie, nie wiadomo bowiem, czy to przyjaciel, czy już wróg. 


Jedną z historii, którą relacjonuje Marcin Meller, jest los dzieci wojny w Ugandzie. "Wojna Ducha Świętego" to mroczny i brutalny rozdział w dziejach tego kraju. Jakieś 25 lat temu Alica Lakwena, córka wiejskiego katechety, obwołała się prorokinią Ducha Świętego i stworzyła zbrojną armię. W Ugandzie rozpoczęła się krwawa wojna domowa, oddziały Alicy były bezwzględne. Ale to nie koniec, po klęsce jej oddziałów i  ucieczce do Kenii, Armią Pana dowodził jej kuzyn, Kony. Od 1988 roku napadali na szkoły, zabijali lub uprowadzali  dzieci, chłopców wcielali do armii, dziewczyny gwałcili lub wysyłali na pierwszą linię frontu. Szacuje się, że uprowadzono 20 000 dzieci (najmłodsze miały 5 lat). Część z nich uciekła po kilku miesiącach, latach. wiele nie wróciło nigdy, szacuje się, że zginęły lub zostały sprzedane na organy , albo wcielone do armii w Sudanie. Te, które jednak wróciły, nie potrafiły żyć normalnie, były agresywne, często atakowały najbliższych. To dla tych dzieci  utworzono World Vision - ośrodek dla dzieci wojny. W latach 90-tych był w nim Marcin Meller i rozmawiał z dziećmi. Koszmarna relacja  została zamieszczona w książce.


Świat jest zupełnie inny, niż nasze cukierkowe, bezpieczne podwórko. Odszukałam w Internecie stronę World Vision... Można przerazić się ogromem zła i cierpienia zadanego dzieciom, które nie ze swojej winy stały się "automatami do zabijania" i już nie potrafią żyć bez strachu i lęku. Dzieci wojny nawet podczas pokoju nadal toczą walkę i cierpią nie za swojej winy.  Dziś przebywające w ośrodku dzieciaki na nowo uczą się żyć, uśmiechać, i choć nadal trwają walki, wierzyć w pokój... Nikt nawet nie próbuje pytać o ich przeszłość....

Czas nie leczy ran, ale daje nadzieje...


"Te, które wracały z buszu prosto do domu i szły do szkoły, nie chciały siedzieć w ławkach; czaiły się przy drzwiach, żeby móc w razie czego uciec. Albo zrywały się nagle, krzycząc "nadchodzą!". (...) Kiedy przybywają do ośrodka, nikomu nie ufają, a już zwłaszcza dorosłym. Kryją się, gdy widzą żołnierzy, nie chcą podawać własnych imion, często nie potrafią powiedzieć, skąd pochodzą. Siedzą całymi dniami nieruchomo, nie odzywając się do nikogo. Terapeutom łatwiej jest trafić do najmłodszych, starsze mają na sobie ciężką do przebicia skorupę. Wszystkie są szalenie agresywne. Kiedy przybywają do nas, mają poczucie, że są bezwartościowe, że ich życie nie ma sensu".


To tylko jedna z historii opisywanych w książce. Narazie przeczytałam pierwszą część dotyczącą relacji z frontu... Ale już to pokazuje mi, jak mało wiem...


Świat bez fikcji, inny niż ten z kolorowych gazet i komedii romantycznych, inny niż mój bezpieczny kąt, moje życie... Marcin Meller pisze o wojnie, zwykłych ludziach próbujących żyć między jednym a drugim bombardowaniem. Pisze o polityce ONZ i oddaniu zwykłych ludzi z organizacji humanitarnych. Gdy jedni uciekają z terenów ogarniętych wojną, w obozach uchodźców pozostają tylko ci, którym naprawdę zależy na potrzebujących. Pozostają też korespondenci wojenni, którzy narażają swoje życie, aby świat dowiedział się, jaka jest prawda... Zostają misjonarze, lekarze, wszyscy, którzy swoje życie oddają za życie innych. To oni są bohaterami tych opowieści:

"Mam ich wszystkich przed oczami. Takich jak Dawid, który nie wiadomo ile razy uniknął śmierci w ciągu pięciu lat w Południowym Sudanie. Amerykanie, Anglicy. Irlandczycy, Włosi, Francuzi, Skandynawowie, Holendrzy, Australijczycy.... Niektórzy przyjeżdzają z pobudek religijnych, drudzy uważają, że ich kraje wzbogaciły się na nieszczęściu Afryki i czas spłacić dług. Jeszcze inny uciekają od swojej małej stabilizacji.Wszyscy w niezwykle ciężkich warunkach ratują ludzkie życia. Włóczą się z rebeliantami, aby ci łaskawie pozwolili na przejazd ciężarówek z żywnością dla potrzebujących. Paolo, 27-latek, był porządnym yuppie, zarabiał krocie pracując jako komputerowiec w luksemburskim banku. - Któregoś dnia zrozumiałem, że nie mogę tak spieprzyć własnego życia. Forsa i zupełna pustka. Zgłosiłem się do Lekarzy Świata. Wysłali mnie do Bośni. - Teraz Paolo pracuje dla Międzynarodowej Akcji Walki z Głodem (AICF)"


Można zadać sobie pytanie: a ja? Co robię, aby na świecie zapanował pokój, aby ludzie nie musieli uciekać z własnego kraju przez wojną, albo w poszukiwaniu wody i jedzenia? Ciągle zadaję sobie takie pytania....


Anna M.

P.S. Nie skończyłam jeszcze czytać, zbyt dużo kosztuje mnie to emocjonalnie... Nie cała książka traktuje o wojnie. Marcin Meller z dużą dozą humoru opisuje również rzeczywistość współczesnej Polski. Ciekawa jestem tej lektury... Tak więc  c.d.n.



NOTKA O KSIĄŻCE
wydawnictwo: Wielka Litera
data wydania: 25 września 2013 
liczba stron: 463

ocena pojawi się po przeczytaniu całości



zapraszam na mój blog

http://annamatysiak.blogspot.com/

:)

"Listy miłości" Maria Nurowska

“Zarażeni śmiercią”

352x500
Tytuł oryginału: Listy miłości
Data wydania: 1998
Wydawnictwo: Siedmioróg
ISBN: 83-7162-371-2
Liczba stron: 167
Druga Wojna Światowa. Po tymi trzema niepozornymi zbitkami liter kryje się ogrom pesymistycznych skojarzeń. Obozy zagłady (Boże broń polskie obozy zagłady!), głód, ubóstwo, Holocaust, partyzantka, Żegota, Żydzi, getto… to tematy szeroko omawiane w prasie, kinematografii oraz książkach – czy to naukowych, czy też powieściach (najgorsze z jakimi się spotkałam – zdecydowanie amerykańskie). Na ogół mówią o heroicznej walce z nazizmem, próbie odnalezienia człowieczeństwa i niezatracenia się w pułapce zła, jaką zgotowały hitlerowskie Niemcy. Może zdarzyć się jednak tak, że autor skupia się tylko i wyłącznie na jednym bohaterze, pomijając najważniejsze wydarzenia historyczne. Daje nam tylko datę i postać, która wśród wielu czytelników może budzić kontrowersje, niesmak nawet przy próbie zrozumienia oraz chęć chwycenia jej za rozum i mocnego potrząśnięcia, które może coś naprostuje w tej pełnej sprzeczności makówce.
Taką bohaterką jest Elżbieta Elsner z wybuchową i bardzo groźną, jak na owe czasy mieszanką krwi. Daje mam się poznać w wieku dziewiętnastu lat, tuż po decyzji czy zostaje w getcie z ojcem Żydem, czy bytuje u boku matki Polki. Jako córeczka tatusia podejmuje krok, który odmienia cały jej światopogląd.

środa, 30 października 2013

Karol Bunsch – Zdobycie Kołobrzegu

Karol Bunsch
Zdobycie Kołobrzegu
Wydawnictwo Literackie, 1982

Po wygnaniu palatyna Sieciecha i śmierci Władysława Hermana utrwalił się podział Polski na dwie części, podległe Zbigniewowi i Bolesławowi, zwanemu później Krzywoustym. Zbigniew rządził Wielkopolską, Mazowszem i Kujawami, utrzymując dobre stosunki z Pomorzanami i dążąc do władzy zwierzchniej należnej pierworodnemu, szukając sprzymierzeńców przeciwko młodszemu bratu nawet u odwiecznych wrogów Polski. Bolesław natomiast miał w swojej władzy Małopolskę, Śląsk i Ziemię Sandomierską, a sojuszników szukał na Rusi i Węgrzech. W Zdobyciu Kołobrzegu Bunsch skupił się na czterech latach wczesnego panowania Krzywoustego (1102-1106), opisując wyprawy mające na celu podbicie i chrystianizację Pomorza.
Idea dostępu do morza przyświecała polskim władcom od początku istnienia państwa. Już Mieszko I dostrzegał korzyści polityczne i handlowe, jakie przynosiło panowanie nad morskim brzegiem, a Bolesław Chrobry uczynił jednym ze swoich priorytetów rozszerzenie terytorium kraju ku północy i utrzymanie Pomorza: „Nie darmo ci z przodków, którzy wielkość i siłę w sobie czuli, garnęli się ku morzu.” (s. 24). Krzywousty, jako spadkobierca władzy i siły wczesnych Piastów, a zwłaszcza obu Bolesławów (co podkreśla w Kronice polskiej Gall Anonim), czujący się dość mocnym, by odzyskać ziemie okrojonego dziedzictwa i utrzymać je scalone, podjął ideę przodków i nałożył na siebie zadanie podboju Pomorza. Dostęp do Bałtyku miał przynieść podwójną korzyść: ułatwić obronę północnych granic i osłabić wpływy Zbigniewa.


Czytaj dalej...

Ucieczka z getta - Halina Zawadzka


„Ucieczka z getta” Haliny Zawadzkiej, to kolejna przeczytana przeze mnie książka z serii „Żydzi Polscy” Ośrodka Karty. Do tej pory każda lektura wstrząsała mną, zostawiała drzazgę w serca, ale z tą było inaczej. Nie ukrywam, że jest to niezwykle trudna lektura dla Polaków napisana przez Autorkę po pięćdziesięciu latach od tytułowej ucieczki z getta.

Jak pamięta Halina Zawadzka czas wyjścia na aryjską stronę? Boleśnie dla każdego mieszkańca Polski, bo nie znalazła praktycznie żadnej bratniej duszy po tej stronie getta. Z małymi wyjątkami. Często pisze o tym, jak Polacy nienawidzili Żydów i jak mimo całej nienawiści do Hitlera uważali, że powinni być mu wdzięczni za to, że wyczyścił Polskę z Żydów oraz że należy mu się z tej okazji pomnik. Wspominała także nienawiść AK-owców do Żydów, nie tylko w postaci niewybrednych żartów, ale także znanych jej ze słyszenia mordów. Jak sama napisała, czuła się jak biedna, opuszczona Żydówka w okrutnym, chrześcijańskim świecie. Świecie, który nie tylko nie współczuł jej i losowi jej Braci, ale szczerze nienawidził wszystkich Żydów i który był gotów zabić ich lub wydać Niemcom.
Nie ukrywam, że czyta się to wszystko niezwykle przykro, momentami aż trudno uwierzyć, że Halina Zawadzka wspomina dobrze tylko trzy Polki i jednego Polaka. Owe trzy Polki to Halina Słowik oraz jej dwie córki Maria i Olga, które pomagały w ukrywaniu się Hali przez ponad dwa lata i właśnie one, dzięki staraniom Autorki, zostały odznaczone w 1998 roku medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”.

Taki jest punkt widzenia Autorki i stosunek do wydarzeń z okresu okupacji i ma ona oczywiście do niego prawo, jednakże mnie samej trochę raził fakt, że skoncentrowała się tylko na antysemityzmie Polaków sięgając nawet do czasów przedwojennych, bowiem nawet o Niemcach nie napisała tylu gorzkich słów.
Sam zapis owych wydarzeń jest dosyć chłodny, wydaje się pozbawiony emocji, chyba że dotyczą nielubiących Żydów Polaków, bo wtedy emocje aż buzują.
Halina Zawadzka napisała „Ucieczkę z getta” po polsku, w języku, którym myślała i czuła i jak czytamy w przedmowie Zbigniewa Gluzy, „ogłosiła w Polsce: dokonuje tego  k u , a nie p r z e c i w  Polakom” oraz ze „Zależy jej, abyśmy zrozumieli Jej pamięć”. Rozumiem i szanuję, jednakże uważam, że to jedna ze słabszych pozycji serii „Żydzi Polscy”.  

sobota, 19 października 2013

"Miłośnica" Maria Nurowska

“Dusza w ekscesach”

Tytuł oryginału: Miłośnica
Data wydania: 2001
Wydawnictwo: W. A. B.
ISBN: 978-83-7414-433-9
Liczba stron: 332


Pomimo tego, że jest najpopularniejszą tajną agentką polskiego pochodzenia, jej postać do tej pory okryta jest mgiełką tajemnicy. Po świecie krążą wręcz mityczne opowiastki o odwadze, rzetelności i niezwykłym magnetyzmie Krystyny, Christine czy Pauline, jak nazywali ją Francuzi. Nawet w sprawie jej zabójstwa pojawiają się spekulacje, domysły i nutka niedowierzania…
Kim była naprawdę? Co popchnęło ją w ramiona tak wielu mężczyzn? Czym kierowała się przy ich wyborze? Co wpłynęło na jej decyzję o pracy w wywiadzie?
Mamy rok 1982. Komuna szerzy swe panowanie, niszcząc na każdym kroku próbę jakiegokolwiek samodzielnego myślenia. Z tego tez powodu Ewa K. traci pracę poczytnej dziennikarki – cenzura dopadła jej twórczość, kobieta donosić na innych nie chciała, więc wyleciała na bruk z masą pomysłów, wolnego czasu i rachunków. W dodatku po rozwodzie i bez nadziei na jakikolwiek uśmiech od losu. Jednym zdaniem – typowa bohaterka powieści pani Marii Nurowskiej: do cna zdeptana przez los, niby miękka, jak gąbka, a jednak potrafiąca wykiwać nieprzychylny los i dać mu przytyczka w nos (aż mi się zryw poetyczny z wrażenia załączył). Żeby w bezruch i rutynę dnia nadmiernie nie popadać dostaje wielką szansę od życia, projekt, który może zmienić wszystko – i zmienia.
Mianowicie nasza główna bohaterka, a zarazem narratorka otrzymuje zlecenie. Ma odnaleźć, jak największą liczbę materiałów na temat charyzmatycznej Krystyny Skarbek, tajnej agentki SOE, wielkiej polki, po wojnie zapomnianej przez świat. Od tego momentu zaczyna się niezwykła wyprawa po odmętach historii, która pochłonie nie tylko dziennikarkę, ale i czytelnika zafascynowanego i niemal opętanego przez energiczną działaczkę ruchu oporu.
„Miłośnica” to jakby dziennik w dzienniku. Pierwszym z nich są oczywiście opisy doświadczeń Ewy, drugim odnalezione zapiski Krystyny Skarbek, z którymi to związana jest ciekawa anegdotka. Jeden ze znanych pani Nurowskiej historyków po przeczytaniu powieści poprosił autorkę o udostępnienie rękopisów słynnej agentki, z tym, że… są one najnormalniejszą w świecie fikcją stworzoną na potrzeby opisywanej dziś książki. (czytaj dalej)